Można w nim widzieć nieudacznika, gamonia, który ośmieszył się, machając nartami we wszystkie strony. Można rechotać, porównywać do krowy, której założono łyżwy. Naśmiewać się, że nie wiedział nawet, w którą stronę należy jechać. Rozpowszechniać filmiki z kąśliwymi komentarzami o nierównej walce człowieka ze śniegiem i nartami. To wszystko można.
A można też starać się zobaczyć w nim Don Kichota, który wierzy, że najważniejszy jest sam udział w zawodach, walka, przekraczanie własnych słabości i dojechanie do mety, zanim zgaśnie światło. A nawet jeśli już wyłączą niektóre lampy, to i tak nic nie szkodzi. Wenezuelski biegacz Adrian Solano, którego nazwisko obiegło świat, broni honoru prawdziwego sportu, w czasach, gdy rywalizacja programowana jest na wygrywanie milionowych nagród i przeżarta podejrzeniami o doping. Miał marzenie i je spełnił. Teraz ma kolejne marzenie, żeby dojechać do igrzysk olimpijskich.