My z nich wszyscy

Bez Legionów nie byłoby Wojska Polskiego w okresie międzywojennym. Ale także nie byłoby Wojska Polskiego dziś. Wyruszyli z krakowskich Oleandrów jako strzelcy, a w Kielcach okrzepli już jako legioniści.

Publikacja: 27.10.2017 17:00

O Legionach w Belwederze dyskutowali: (od lewej) prowadzący prof. Włodzimierz Suleja, dr hab. Urszul

O Legionach w Belwederze dyskutowali: (od lewej) prowadzący prof. Włodzimierz Suleja, dr hab. Urszula Oettingen, prof. Janusz Cisek, prof. Grzegorz Nowik, prof. Michał Klimecki oraz prof. Mariusz Wołos. Głos zabrał także prezes IPN Jarosław Szarek.

Foto: Rzeczpospolita, Robert Gardziński

Debata historyków zaproszonych przez Kancelarię Prezydenta i IPN

To już piąta debata z udziałem badaczy XX-wiecznych dziejów Polski, wpisująca się w obchody 100-lecia niepodległości Polski. Tym razem spotkanie w całości poświęcone zostało Legionom Polskim. Była to pierwsza część debaty pt. „Przede wszystkim Legiony... Czyn zbrojny 1914–1918".

Prezes IPN Jarosław Szarek: Praca dla przyszłości

Legiony były ziszczeniem marzeń pokoleń Polaków o własnej armii, polskim mundurze. Były też wojskiem stworzonym przez ludzi wyjątkowych. Wspomnę jednego z nich: Kazimierza Sosnkowskiego, erudytę, poliglotę, artystę, a później także generała i naczelnego wodza. Ale iluż takich było w Legionach? To oni przyczynili się do tego, że Legiony przetrwały: na obrazach, w pieśniach, wierszach; że zawładnęły naszą świadomością. I w tej naszej świadomości trwają już od wieku.

Pamiątki legionowe odżyły nawet za granicami Polski. Dziś na Przełęczy Legionów stoi krzyż II Brygady. Adam Szania, prosty rzeźnik z Krakowa, wyrył na nim znamienne słowa: „Młodzieży polska/ Patrz na ten krzyż!/ Legiony polskie dźwignęły go wzwyż/ Przechodząc góry, lasy i wały/ Do Ciebie Polsko, dla twej chwały". Ta chwała miała swoją cenę. Autor najsłynniejszej pieśni legionowej „My, Pierwsza Brygada" Andrzej Hałaciński został zamordowany w Katyniu. To był los tego pokolenia.

Przed nami stulecie odzyskania niepodległości, w tym setki i tysiące przedsięwzięć na następne lata. Ważne jest, by nie była to jednorazowa celebra, by nasza dyskusja przeniosła się do domu wszystkich Polaków. Gen. Sosnkowski, który doznał goryczy życia na emigracji, w 1964 r. napisał słynny tekst, w którym zwrócił uwagę, by obchody rocznic historycznych nie były jałowe, że muszą one sprowadzać się do dyskusji nad teraźniejszością, bo jest to praca dla przyszłości.

Legioniści w PRL zostali zepchnięci w niebyt. Ale kilka razy każdego roku spotykali się na Wawelu na mszach świętych. Była ich garstka. Ale stało się coś niezwykłego. Na spotkania staruszków zaczęli przychodzić studenci krakowskich uczelni. Jeden z legionistów, uczestnik spotkań, powiedział mi po latach: „Przyszło młode pokolenie. My już możemy umrzeć". I to pokolenie odeszło, ale my niesiemy ich testament o wolnej, dumnej i niepodległej Polsce.

Prof. Włodzimierz Suleja: Formacja inna niż pozostałe

Mówimy o formacji szczególnej, którą – jak napisał Juliusz Kaden-Bandrowski – wzięła na swoje skrzydła historia. Jednakże wprowadzając do przedmiotu rozważań, chciałbym sięgnąć głębiej, bo do przedostatniego dziesięciolecia XIX w., kiedy Zygmunt Miłkowski ps. Teodor Tomasz Jeż, uczestnik powstań, napisał niewielką broszurę „Rzecz o obronie czynnej i skarbie narodowym", która zelektryzowała ówczesne młode pokolenie. Miłkowski nawiązał wprost do tradycji militarnych i pokazał, że ta formuła walki się nie wyczerpała.

Strzelcy oczywiście weszli w organizacyjne ramy armii austro-węgierskiej. Wyruszyli z krakowskich Oleandrów jako strzelcy, a w Kielcach okrzepli już jako legioniści. Przygotowałem do druku dziennik Stefana Dęba-Biernackiego z tamtego okresu. Opisał epizod, jak ćwiczono tyralierę. Żołnierze poszli naprzód, ale zapomniano im powiedzieć, w którym momencie powinni skręcić. Część skręciła, jak trzeba, a część wyszła na placówki kozackie. Notabene kozacy uciekli.

Było to wojsko i ludowe, i obywatelskie, i inteligenckie. Całkowicie odmienne od pozostałych formacji biorących udział w wojnie.

Prof. Janusz Cisek: Patriotyczne wychowanie

Kwestia walki o niepodległość nie obumarła, a jej renesans w dużej mierze związany był z sytuacją międzynarodową. Austro-Węgry są z naszego punktu widzenia trochę niedoceniane. Przecież Legiony musiały gdzieś jeść, ranni potrzebowali hospitalizacji. Chorzy, inwalidzi, wdowy po legionistach musieli otrzymywać jakąś pomoc. Kwestia zaplecza była kluczowa.

Przygotowuję obecnie słownik legionistów – jest to 48 tys. biogramów ludzi, którzy służyli w Legionach. Jak każda armia, było to wojsko przede wszystkim ludowe. Oczywiście w potocznym rozumieniu historii, w debacie – i słusznie – podkreśla się udział intelektualistów, rewolucjonistów, byłych „bojowców", ale te szeregi tak naprawdę były wypełnione młodzieżą, która – aby była uświadomiona – musiała przejść przez polską szkołę. To jest jeden ze słabo opisanych fenomenów okresu przed 1914 r., bo jak inaczej wytłumaczyć to, że dosłownie w każdym galicyjskim powiatowym miasteczku istniały organizacje nawiązujące do irredenty? W 1914 r. do Legionów wstąpiła niesłychanie liczna grupa młodzieży, która nie miała wykształcenia i często oderwana była od prostych zajęć, którym się poświęcała.

Niestety, było jedno środowisko, które wkładało kij w szprychy. To byli narodowi demokraci, którzy w sposób nieco uzurpatorski zaczęli reprezentować środowiska legionowe. Mam na myśli Skarbka i Głąbińskiego, którzy jeździli do Wiednia i starali się zmusić wojskowe władze austro-węgierskie do negatywnego potraktowania zapowiedzi niezależnego, możliwe, że rewolucyjnego, zrywu polskiego. Na szczęście do tego nie doszło. Ale negatywnym tego skutkiem było to, iż w Mszanie Dolnej doszło do rozwiązania Legionu Wschodniego, a także to, że kilka tysięcy ideowej młodzieży z Kresów Wschodnich było przez to zmuszonych pójść do armii austro-węgierskiej albo ulec rozproszeniu.

Prof. Grzegorz Nowik: Powstanie z zagłębiowskiego Piemontu

Ruch strzelecki w dużej mierze stanowili ludzie związani z organizacją młodzieży postępowo-niepodległościowej, organizacją bojową PPS, a także w zasięgu ideowego oddziaływania PPS czy PPSD w Galicji.

Natomiast drużyny strzeleckie to ruchy będące jawną emanacją armii polskiej. Była to secesja z Ruchu Narodowego, a więc zarzewie, które po napisaniu przez Romana Dmowskiego książki „Rosja, Niemcy a sprawa polska" uważało, że to nie sojusz z Rosją, ale sojusz przeciwko Rosji jest kluczowym zadaniem. Tak więc z jednej strony mieliśmy Związek Walki Czynnej i jawną jego emanację w postaci drużyn i związków, z drugiej strony armię polską i jawną emanację w postaci polskich drużyn strzeleckich. Drużyna Bartoszowa i Polowa Drużyna Sokoła były w kręgu oddziaływania narodowej demokracji, ale niekoniecznie były blisko z nią związane. Do tego powinniśmy jeszcze dodać Drużyny Podhalańskie.

Nie zapominajmy o skautingu, który dał również kilka tysięcy młodych ludzi – i to byli m.in. ci, którzy przyjeżdżali z zaboru rosyjskiego na ćwiczenia i kursy do Galicji autonomicznej. Gdybyśmy zbadali przynależność, sprawdzili, jaką częścią legionistów byli ci, którzy wcześniej przeszli przez wymienione organizacje paramilitarne, to wydaje mi się, że okazałoby się, iż w pierwszym okresie była to zdecydowana większość, może nawet 70 proc. Dopiero w kolejnych latach mieliśmy do czynienia z budzeniem świadomości i postawy społeczeństwa polskiego – tych ludzi, którzy przez tego typu organizacje nie przeszli. Tak więc oprócz czynnika szkoły polskiej w autonomicznej Galicji najważniejszym czynnikiem były organizacje paramilitarne, a wydaje się wręcz, że ten czynnik był absolutnie dominujący, wyprzedzający nawet szkołę polską.

Jest kilka tekstów Józefa Piłsudskiego dotyczących przygotowania do powstania – przy podstawowym założeniu, że Piłsudski nie był żadnym doktrynerem i elastycznie potrafił traktować taki atut jak wojsko, wykorzystując go do spraw polityki. Pierwszym z tekstów były jego badania dotyczące powstania styczniowego. Bardzo liczył na rozpoczęcie powstania na obszarze „Piemontu zagłębiowskiego", czyli Zagłębia Dąbrowskiego, gdzie PPS miało swoje zaplecze. Drugim tekstem była analiza dotycząca geografii militarnej Królestwa Polskiego. Piłsudski zdawał sobie sprawę, że Rosjanie, wysadzając i niszcząc elementy fortyfikacji na lewym brzegu Wisły, wycofają się za tę barierę, przez co stworzy się pewna militarna, a zarazem polityczna próżnia.

Przed wybuchem I wojny światowej Piłsudski polecił Waleremu Sławkowi zakupienie w Wiedniu radiostacji polowej. Możemy zadać pytanie: po co? Odpowiedź podsuwa deklaracja niepodległości, depesza notyfikująca powstanie państwa polskiego z listopada 1918 r. W tym celu ta radiostacja miała być przed 1914 r. zakupiona i z tego opanowanego skrawka, z tego Piemontu, w którym miało się rozpocząć powstanie, miała popłynąć ta deklaracja.

Prof. Mariusz Wołos: Wsparcie ludzi pióra

Józef Piłsudski był dla swoich strzelców, potem legionistów, wzorem. Ale najważniejsze było chyba to, że był uosobieniem czynnej walki o niepodległość. Właśnie dlatego tak chętnie legioniści za nim poszli. Widzieli w nim wodza, którym w istocie był.

Cofnijmy się trochę. Szkoły polskie istniały na terenie Galicji. Prywatne szkoły polskie pojawiły się po rewolucji 1905–1907 na terenie Królestwa Polskiego. Ale to nie przypadek, że ziemia świętokrzyska i Kielce dały Legionom ok. 1000 żołnierzy. To nie byli ludzie, którzy przeszli przez szkoły polskie w Galicji. Oni przeszli przez dwie szkoły – jedna była oficjalna, rosyjska, do której chodzili, a druga nieoficjalna; mieli ją w domu – ze wskazaniem na rolę matek. To było pokolenie, które czytało w domu to, czego w szkole czytać nie pozwalano. To było pokolenie kształcące się na legendzie napoleońskiej, na legendzie powstań narodowowyzwoleńczych. Właśnie dlatego szukali kogoś, kto ich poprowadzi. Tym kimś był Józef Piłsudski.

Zastanówmy się, czy Piłsudski rzeczywiście w 1914 r. szykował się do powstania. Przecież rewolucja była już w latach 1905–1906. I czy w roku 1914, 1913 czy 1912 były tak dobre warunki do jego wybuchu, jak to miało miejsce w latach 1905–1906? Otóż nie. Wydaje się, że pojęcie „powstanie" było wabikiem dla młodych ludzi, by wstępowali do polskiej formacji wojskowej. Piłsudski dobrze o tym wiedział. I tutaj widać jego geniusz – widział więcej. Widział to, że posiadanie własnej siły zbrojnej przez Polaków w obliczu konfliktu światowego będzie procentowało, ponieważ siła zbrojna – im większa, tym lepiej – będzie instrumentem politycznym. I w momencie, kiedy mocarze ówczesnego świata, przede wszystkim zaborcy, coraz bardziej zaczęli się wykrwawiać, proporcjonalnie zacznie rosnąć znaczenie tej siły.

Bez roku 1914 nie byłoby roku 1918, bez Legionów trudno sobie wyobrazić formowanie tego, co Francuzi nazywają „esprit de corps". Nie byłoby Wojska Polskiego w okresie międzywojennym. Ale także nie byłoby Wojska Polskiego dziś. My z nich wszyscy.

Cofnijmy się do XIX w. Miechów, luty 1863 r., powstańcy przegrywają walkę, są dobijani bagnetami, część – jeszcze żywa – wrzucana jest do dołów z cementem. Mieszkańcy to widzą. Na miasto spada kontrybucja – zostaje spalone. Przygląda się temu lekarz powiatowy w Miechowie, Józef Buchner, dziadek Janusza i Wacława Jędrzejewiczów. I co? W 1914 r. ludzie tego nie pamiętali? Pamiętali. Dlatego też patrzyli na strzelców, myśląc: „Może znowu nas to czeka? Bądźmy ostrożni". Trzeba obie racje zrozumieć. Do tego dochodziły rekwizycje. One też musiały być, dlatego że żołnierz strzelecki nie miał zaplecza logistycznego, jak to dziś pięknie się nazywa. Musiał złapać kurę, zerwać jabłko, zabić wołu, bo nie miał co jeść. Nie każdemu to się podobało, ale nie było wyjścia. To były sprawy trudne i tragiczne, ale zwróciłbym uwagę na coś wyjątkowego. Postawa wobec strzelców, a potem legionistów była z początku wstrzemięźliwa, ale przecież po roku czy dwóch zdecydowana większość polskiego społeczeństwa ich popierała. Tworzyły się komitety poparcia, odbywały się na ich cześć różnego rodzaju uroczystości.

Wyjątkowość formacji Piłsudskiego polegała na tym, że była naszpikowana wybitnymi inteligentami, ludźmi pióra, którzy robili wokół działalności Legionów, każdej bitwy to, na co dziś mówimy PR. Swym wybitnym piórem służył wtedy wspomniany już Kaden-Bandrowski. Wyjątkowość tego wojska wynikała więc z wyjątkowości jego żołnierzy, wodza i olbrzymiej liczby inteligentów, którzy potrafili o swoim wojsku pisać, mówić, przekonywać itd. To trafiało do całego narodu.

Prof. Michał Klimecki: Licytacja polskiej sprawy wzwyż

Na ziemie Królestwa Polskiego strzelcy wkraczali jako Wojsko Polskie, a Józef Piłsudski oficjalnie tytułował się jego komendantem. Zaczęto budować administrację pod postacią komisariatów wojskowych. Ale czy Piłsudski, dysponując kilkusetosobową grupą i wiedząc, że nie stworzy 12 kompanii kadrowych, jak przewidywał jego projekt, myślał, że jedynym jego działaniem może być powstanie? Nie jestem o tym przekonany.

Piłsudski zadał dowódcom pytanie: „Idziemy do lasu jako siła insurekcyjna czy podporządkujemy się decyzji Naczelnego Komitetu Narodowego z 16 sierpnia i tworzymy Legiony Polskie?". Dodał wyraźnie: „Nie ma warunków na powstanie". Czyli nie idziemy do lasu, tworzymy siłę zbrojną, taką, jaką możemy stworzyć, i zobaczymy, co będzie dalej. Sądzę, że umiejętność Piłsudskiego jako przywódcy politycznego i wojskowego polegała na tym, że nie znając wszystkich uwarunkowań, jakie były, podejmował decyzje, na które pozwalała mu sytuacja. On kiedyś to nazwał „licytacją sprawy polskiej wzwyż".

Bitwa pod Laskami była pierwszą „bitką", w której strzelcy mogli się rozsypać. Istniało olbrzymie niebezpieczeństwo, że w pewnym momencie duch strzelecki opadnie, że żołnierze będą chcieli się wycofać, wrócić do Królestwa Polskiego czy ewentualnie czekać na tyłach na to, co będzie dalej. Józef Piłsudski doskonale o tym wiedział. Zdawał sobie sprawę, że jesienią 1914 r. tworzy nie tylko siłę zbrojną, ale także jej ducha.

Jest jeszcze jeden epizod warty przypomnienia: Wigilia 1914 r., gdy po obydwu stronach wojennej barykady śpiewano wspólnie te same kolędy. Według jednej z legend ojciec w rosyjskim mundurze spotkał się wówczas z synem w legionowej szarej kurtce...

Dr hab. Urszula Oettingen: Kielce, miasto Legionów

Sprawa przyjęcia strzelców przez mieszkańców Kielc w czasie pierwszego wejścia do miasta jest wciąż żywa. To symbol tego, jak społeczeństwo Królestwa Polskiego odnosiło się do strzelców.

W tamtym czasie były trzy główne ośrodki, w których formowały się oddziały strzeleckie, legionowe, które miały walczyć z Rosją. A walka z Rosją była podstawowym celem powołania do życia Legionów Polskich. Te ośrodki to Lwów, Kraków i Kielce, o czym czasem się zapomina, bo w Kielcach wydarzenia miały inny charakter. Badałam, jak kielczanie przyjęli strzelców. 12 sierpnia 1914 r. witało ich co najmniej kilkudziesięciu mieszkańców miasta. Musieli mieć informacje, że do tego dojdzie. Większość kielczan o wkroczeniu strzelców nic nie wiedziała, nie rozpoznała też mundurów żołnierzy, nie wiedziała, kim oni byli. Przypuszczano zapewne, że może Austriakami albo Niemcami...

Trzeba zaznaczyć, że cały batalion strzelecki, liczący ok. 350 osób, wkroczył do Kielc ok. godz. 14, ale już o godz. 11 pojawił się oddział ułanów Władysława Beliny-Prażmowskiego. Jeden z członków oddziału, Roman Horoszkiewicz ps. Wojnicz, napisał, że okiennice były pozamykane.

Strzelcy wchodzili do miasta trzy razy: 12 i 13 sierpnia; 19 sierpnia, gdy wkroczył II batalion i ułani Beliny-Prażmowskiego; z kolei główne wejście do miasta nastąpiło 22 sierpnia. I przez kolejne trzy tygodnie, do 10 września, Kielce były bazą, gdzie formował się 1. Pułk Piechoty Legionów Polskich. W swoich tekstach cały czas mówiłam o Kielcach jako o mieście Legionów. Bo było to jedyne miasto na terenie Królestwa Polskiego, które w sposób bardzo widoczny pomagało w rozbudowie 1. Pułku.

10 września 1. Pułk opuścił Kielce, była to tragedia dla żołnierzy. Pisano: „Wolne państwo na terenie Królestwa Polskiego przestało istnieć". Żołnierze wycofali się nad Wisłę i jako jedyna jednostka bronili obszaru Wisły w rejonie Opatowca i Nowego Korczyna. Co więcej, w Nowym Korczynie Józef Piłsudski pierwszy i ostatni raz wprowadził stan wojenny. A to dlatego, że spotkał się z nieprzychylnym nastawieniem miejscowej ludności.

— debatę spisał i opracował Łukasz Lubański

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy