Majowy weekend w stolicy to od blisko dziesięciu lat pucharowa tradycja, przerwana na chwilę przez pandemiczne restrykcje i przymusową przeprowadzkę do Lublina.
Narodowy zamienił się wówczas w szpital dla chorych na Covid-19, ale przed rokiem wszystko wróciło do normy. Poza tym, że trybuna przeznaczona dla kibiców Lecha świeciła pustkami. Poszło o oprawę. Przyjezdni z Poznania nie weszli na stadion, protestując przeciw decyzji straży pożarnej, która zakazała wnoszenia flag sektorówek, obawiając się, że kibice ukryją w nich race.
Czytaj więcej
Klub z Częstochowy już w piątek może świętować mistrzostwo Polski. Wystarczy, że wygra z Lechią Gdańsk, a Legia Warszawa nie pokona Wisły Płock.
Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN) Cezary Kulesza zagroził, że jeśli stanowisko straży dotyczące bezpieczeństwa się nie zmieni, mecze finałowe będę organizowane na innych arenach. Istniały obawy, że w tym roku z tego samego powodu finał zbojkotują kibice Legii. Udało się jednak wypracować porozumienie między PZPN a Państwową Strażą Pożarną. Narodowy powinien więc wypełnić się do ostatniego miejsca.
Wciąż jest w nich ogień
Przed rokiem pozbawiony wsparcia Lech przegrał 1:3, Raków obronił trofeum, a we wtorek będzie miał szansę sięgnąć po puchar już trzeci raz z rzędu. Dla klubu spod Jasnej Góry może to być historyczny tydzień, bo w niedzielę będzie miał okazję przypieczętować w Kielcach pierwszy tytuł mistrza Polski.