O tym, że urzędy kontroli skarbowej nie przykładają się zbytnio do badania cen transakcyjnych, wiadomo nie od dziś.
„Rz” już kilkakrotnie pokazywała nagminną praktykę inspektorów UKS, którzy zamiast porównywać ceny w kontrolowanej branży czy na lokalnym rynku, występują o takie dane najczęściej do … bezpośredniej konkurencji (pisaliśmy o tym: „[link=http://www.rp.pl/artykul/56980.html]Nie wszystkie dane konkurencji do wglądu[/link]”, „Rz” 27 lipca 2007 r.). Potem zestawienia te trafiają do protokołu pokontrolnego jako materiał dowodowy, a że kontrolowany podatnik ma wgląd do dokumentów na każdym etapie postępowania – ta kalkulacja trafia także w jego ręce.
To jeden z problemów, z którymi borykają się podatnicy stosujący tzw. ceny transferowe. Inną kwestią jest np. porównywanie przez skarbówkę cen stosowanych przez podatnika z cenami z innego etapu obrotu – np. producentów oraz hurtowników, którzy zajmują się odsprzedażą towarów kupionych u takiego producenta.
[srodtytul]Nie powód do wznowienia [/srodtytul]
O tym, że taka metoda ustalania ceny jest możliwa, przekonał się podatnik, który wyprodukowane przez siebie towary sprzedawał tylko jednemu podmiotowi (hurtownikowi). Urząd kontroli skarbowej, prowadząc w stosunku do niego postępowanie podatkowe, nie stwierdził najpierw żadnych nieprawidłowości w tym względzie. Potwierdziła to decyzja, którą wydał po zakończeniu tego postępowania.