Roman D. kilka miesięcy po wejściu Polski do UE znalazł zatrudnienie w spółce z siedzibą w Kędzierzynie-Koźlu, która wysyłała do pracy za granicą. Jego zadaniem jako kierowcy było przewiezienie osób wykonujących prace ogrodnicze z Polski do Holandii. Tam codziennie dowoził ich do miejsca wykonywania zleceń, a po zakończeniu dniówki z powrotem na kwatery. Co dwa tygodnie wszyscy wracali do Polski na weekend.

[b]Po kilku miesiącach Roman D. otrzymał wypowiedzenie. Złożył wówczas pozew przeciwko firmie z żądaniem wypłaty diet za podróże służbowe.[/b] Pracodawca bronił się, przywołując treść zawartej z nim umowy o pracę, w której jako miejsce pracy wskazano państwo UE, w którym będą wykonywane zlecenia, oraz prowadzącą do niego trasę. Holandia jako docelowe miejsce pracy została zaś wskazana ustnie.

Powód zwrócił jednak uwagę, że kiedy pracował w Holandii, tamtejszy rynek pracy był zamknięty dla Polaków. Firma omijała te ograniczenia przez delegowanie go do pracy za granicą. Powinna więc wypłacić diety.

[b]Sąd Najwyższy w wyroku z 4 lutego 2009 r. oddalił skargę kasacyjną Romana D (sygn. II PK 230/08)[/b]. Powołał się na wyrok, jaki zapadł 19 listopada 2008 r. w składzie siedmiu sędziów (sygn. II PZP 11/08), w którym stwierdził, że kierowca transportu międzynarodowego odbywający podróże w ramach wykonywania umówionej pracy i na określonym w umowie obszarze nie jest w podróży służbowej w rozumieniu art. 77[sup]5[/sup] § 1 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=76037]kodeksu pracy[/link]. Choć pracodawca powoda ze względu na ograniczenia na holenderskim rynku pracy stworzył fikcję prawną polegającą na delegowaniu pracowników, jego miejsce pracy zostało określone prawidłowo. Dlatego SN uznał, że Romanowi D. nie należą się diety.

Warto jednak wspomnieć o tym, że powód nie domagał się przed sądem wyrównania swoich zarobków do poziomu minimalnego wynagrodzenia za pracę, jakie w tym czasie obowiązywało w Holandii. W skardze kasacyjnej wspomniał jedynie, że były one znacznie niższe, a diety za podróże służbowe pokryłyby tę stratę. Gdyby w procesie przeciwko swemu pracodawcy zamiast diet dochodził uzupełnienia zarobków, wynik tego procesu mógłby być zgoła inny.