Kiedy światło dziennie ujrzała informacja, że ówczesny lider Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski ma niemałe zadłużenie z tytułu zasądzonych na rzecz dzieci alimentów, w krótkim czasie spotkała go skądinąd słuszna krytyka, a następnie ostracyzm. Niezależnie od podejmowanych starań i prób tłumaczenia tego stanu rzeczy, niewielkie jest prawdopodobieństwo, że wspomniany dłużnik alimentacyjny kiedykolwiek odzyska miano autorytetu. Oczywiste wydaje się bowiem, że na szacunek społeczny nie powinien liczyć człowiek aspirujący do kreowania rzeczywistości demokratycznego państwa prawa, który swoim zachowaniem w sferze życia prywatnego, nie pochyla się przed orzeczeniami sądu, prawdopodobnie unika egzekucji, a nade wszystko nie łoży na utrzymanie własnych dzieci?
Czytaj także: Prawniczy świat żyje serialem "Chyłka"
Balladę o „Kazu" i „Poetce z Brwinowa", tj. o byłym premierze Kazimierzu Marcinkiewiczu i jego drugiej żonie Isabel Olchowicz-Marcinkiewicz, słyszymy już blisko dziesięć lat i jeszcze nie wybrzmiała. Z perspektywy prawnika jednakże to, co w niej interesujące, nie sprowadza się ani do publicznego przeżywania miłości, odkrywania sensu życia na nowo, wspólnych okładek i godnych pozazdroszczenia sesji zdjęciowych, ani do dramatycznych okoliczności rozstania czy medialnych relacji z przebiegu procesu, ani także do analizy oświadczeń wystosowywanych za pośrednictwem Facebooka przez obie strony. Uwagę bowiem przykuwa coś innego. Po pierwsze, że sąd rozwodowy zasądził od męża na rzecz żony alimenty w określonej kwocie, a suma aktualnego zadłużenia z tego tytułu przekracza 100 tys. zł. Po drugie, że obowiązany do alimentacji nie dość, że tłumaczy się brakiem stałego zatrudnienia (sic!), to jeszcze nie dostrzega, że jego zachowanie w sferze prywatnej oczywiście rzutuje na to, jak oceniana jest jego wiarygodność w sferze polityki, do której – nie sposób nie zauważyć – od kilku lat usiłuje powrócić.
Mateusza Kijowskiego i Kazimierza Marcinkiewicza łączy wiele – zaleganie z alimentami i tłumaczenie tego stanu rzeczy okolicznościami, na które wedle nich mają ograniczony wpływ: brak stałego źródła dochodu, praca za success fee, niewielkie i nieregularne przychody, oraz dawanie taką postawą i argumentami zielonego światła wszystkim obowiązanych do łożenia na czyjeś utrzymanie.Skoro bowiem w ich wypadku jest to usprawiedliwione, to dlaczego nie w innych? Różni zaś jedno: o ile opinia publiczna jest zgodna, że dla tego pierwszego w sferze polityki nie ma miejsca, o tyle postawa Kazimierza Marcinkiewicza jest relatywizowana za sprawą medialnej aktywności jego żony oraz faktu (nie wnikam w podstawy medyczne), że publicznie występuje w bluzkach odsłaniających ramię umieszczone w stabilizatorze.
Francis Bacon pisał, że sekretem przyrody i polityki jest, że bezpiecznie jest zmieniać nieraz wiele mniejszych rzeczy niż jedną wielką. Nie wykluczam, iż warto zacząć do regulowania własnego zadłużenia.