Zapowiedzi Ministerstwa Sprawiedliwości, że przygotuje projekt ustawy do zwalczania fake newsów, można by potraktować z uśmiechem, gdyby nie chodziło o bardzo poważne kwestie.
Od lat mamy problem pojawiających się w mediach elektronicznych nieprawdziwych wiadomości, niczym na prima aprilis. Trzeba też jednak pamiętać o fundamentalnej wolności wyrażania poglądów, czemu przecież internet służy.
Sprostowanie prasowe, mimo niedawnej reformy, wciąż jest niedrożne. Po pierwsze dopuszcza szeroką replikę na publikację, choć nawet w internecie nie ma na nią miejsca na czołowych stronach. Spory sądowe ciągną się latami. Kilka lat zajęło np. Sądowi Najwyższemu rozstrzyganie, czy pozwanym w sprawie o sprostowanie ma być redaktor naczelny z czasu publikacji czy aktualny.
Czytaj także: Fake news będzie zwalczany przez ślepy pozew
Dodajmy, że sprostowanie nie wyłącza prowadzenia równolegle lub w drugim rzucie procesu o odszkodowanie czy nawet karnego przeciwko autorom publikacji, co nieraz jest wykorzystywane do nękania dziennikarzy, a nie prostowania informacji.