Długo nie wiedziałem, co myśleć o koncepcji powołania piłkarskiej Superligi. Z jednej strony najbogatsi mieli wyzwolić się z niewoli europejskiej federacji piłkarskiej. Z drugiej – na dekady miałaby się zatrzymać piękna historia sportu, pozwalająca drużynie „znikąd" awansować do najlepszych rozgrywek.
Pomysł był taki: najlepsze i najbogatsze drużyny piłkarskie najlepszych lig w Europie grałyby regularnie ze sobą w lidze dwudziestu drużyn. Mecze najlepszych z najlepszymi byłyby rozgrywane w tygodniu, drużyny w międzyczasie grałyby również w krajowych rozgrywkach.