W 25. rocznicę początku transformacji w Polsce znowu dochodzi do wybuchu afer i skandali w kręgach prominentnych polityków. Pomijając aspekt obyczajowy (język i styl polityki), rodzą one podstawowe wątpliwości etyczne i prawne: jaka wizja państwa wyłania się nie z górnolotnych fraz preambuły i katalogu zasad konstytucji, nie z okresowych exposé, deklaracji programów partyjnych czy obietnic kampanii wyborczych, ale z realnych poczynań elit, którym powierzono kierowanie państwem i jego instytucjami?
Prawnicy zajmujący się ustrojem wyznają wiarę w wysokie wartości republikańskiego państwa prawa: ma ono być dobrem wspólnym obywateli, rzetelnie przestrzegającym prawa we wszystkich strukturach podzielonej i zrównoważonej władzy, sprawowanej z przyzwolenia narodu i w jego imieniu, w sposób sprawiedliwy i odpowiedzialny. Ale J.J. Rousseau, jeden z ojców konstytucjonalizmu XVIII w., przestrzegał: Kiedy tylko ktoś mówi o sprawach państwa „Co mnie to obchodzi" – należy uważać państwo za zgubione. I. Czuma, współtwórca konstytucji z 1935 r., stanowiącej prawno-ustrojową próbę ratowania egzystencji Poloniae Restitutae, pisał: „W naszych tradycjach nie leżała namiętność i uwielbianie państwa, choć była miłość Polski. Czyż to wreszcie nie jest to samo?". A C. Norwid wskazywał: „podstawowe pojęcie nie z żadnego prawa konwencjonalnego, ale z natury rzeczy, to jest z prawa wiecznego wywiedzione: że Ojczyzna jest to zbiorowy obowiązek".
Reakcja na zachowanie ?elit władzy
Faktycznie, po okresie entuzjazmu demokratycznego lat 1989/1990 następowało sukcesywne wycofanie społeczne, widoczne choćby w rezygnacji z udziału w wyborach czy sporadycznych referendach. Ta absencja narodu w procesie decydowania o własnym państwie nie może wynikać wyłącznie z lenistwa czy obojętności, przeciwnie – niejednokrotnie stanowi reakcję na zachowania elit władzy, polegającą na odmowie udziału w grze pozorów. Okazało się bowiem, że syndrom homo sovieticus dotyczy także ludzi władzy, a „gruba kreska" stała się parasolem, pod którym można było skutecznie zawierać układy i prowadzić interesy nijak nieprzystające do oficjalnego decorum konstytucyjnego. Prawnicy mówią o ciemnej liczbie przestępstw, których sprawcy nie zostali wykryci albo potrafili wymknąć się Temidzie. Rodzi się przypuszczenie, że afery w strukturach władzy stanowią też tylko wierzchołek góry lodowej, celowo oświetlony przez dziennikarzy lub speców od inwigilacji i podsłuchów. Poniżej może znajdować się szara strefa władzy, sprawowanej niezależnie od reguł prawnych i bynajmniej nie w interesie ogółu. Zderzają się tu dwie wizje polityki, pojmowanej klasycznie jako rozumna troska o dobro wspólne oraz traktowanej jako sztuka działania skutecznego, przy czym nawet skrajnie egoistyczny cel władzy może uświęcać środki. Nepotyzm, klientyzm i układyzm, rak korupcji, niekompetencji i kompletnej nieodpowiedzialności, a zarazem cyniczna frazeologia i presja tzw. poprawności politycznej są typowe dla tej drugiej wizji, niezależnie od oficjalnych deklaracji i kolorów sztandarów partyjnych.
Współczesna państwowość polska stanowi, wbrew pozorom, kontynuację poprzedniej. Mimo jednoznacznej negacji wcześniejszych standardów ustrojowych i przyjęcia w to miejsce nowych – demokratycznych i europejskich, w 1989 czy 1997 r. nie powstała nowa Polska w sensie historycznym, w perspektywie prawno-międzynarodowej ani w sferze psychologii społecznej. Choć niesuwerenna i opresyjna, o głupim systemie prawnym i gospodarczym, była tamta Polska „ludowa", i jakkolwiek rozległa była wielopokoleniowa opozycja wobec jej władzy, była ona „nasza" dla większości żyjących jeszcze dziś Polaków. Gorzkie słowa: „nie o taką Polskę walczyliśmy" brzmią jednak w ustach nie tylko pokoleń Kolumbów, żołnierzy wyklętych czy „elementów antysocjalistycznych", niezależnie od odzyskanej w końcu wolności.
Współczesna państwowość polska stanowi, wbrew pozorom, kontynuację poprzedniej