Prof. Gersdorf: Byłam trochę kujonką

Rozmowa | Prof. Małgorzata Gersdorf, pierwszy prezes Sądu Najwyższego

Publikacja: 05.08.2014 16:02

Prof. Gersdorf: Byłam trochę kujonką

Foto: Informacja Prasowa

Rz: Podobno myślała pani o studiach w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego...

Prof. Małgorzata Gersdorf:

Nie trwało to długo, ale w liceum rozważałam takie studia. Lubię pielęgnować rabatki, stąd taka myśl. A tak naprawdę zawsze chciałam być prawnikiem.

Dlaczego?

Na pewno ukształtowała mnie atmosfera domu rodzinnego. Mama była sędzią  i zawsze mówiła, że to dla niej najukochańszy zawód. Tata był adwokatem i profesorem. O prawie ciągle mówiło się w domu. Bywały u nas takie tuzy jak Dubois, Garlicki, de Virion, Pietrzykowski. W sobotę grali w brydża, rozmawiali o prawie. W moich oczach byli geniuszami.

Czy to właśnie mama pokazała pani sąd?

Kiedy miałam pięć lat, postanowiła mi pokazać, gdzie pracuje. Zabrała mnie do dużej sali rozpraw, a ja spytałam: „gdzie Bozia?" To był jakiś 57., 58. rok, więc była pewna konsternacja. Mama jednak jakoś wybrnęła z sytuacji, mówiąc, że to też mistyczne miejsce, bo tu się wymierza sprawiedliwość.

Wychowując się w takiej atmosferze, musiała pani pójść na prawo...

Nigdy tej decyzji nie żałowałam. Studia bardzo mi się podobały. Na egzaminy chodziłam zawsze z Hanną Gronkiewicz; jedna czarna, druga biała, uważałyśmy, że to dobry zestaw. Nigdy nie było wiadomo, kto ma egzaminować.  A niektórzy wykładowcy rzeczywiście byli postrachem. Na przykład profesor Salwa, u którego pisałam później doktorat. Było nawet takie powiedzenie: jeden Salwa, trzy trupy. Kiedy okazało się, że to on egzaminuje, większość studentów uciekła. Zostałyśmy tylko my dwie. Wcześniej wzięłyśmy środki na uspokojenie, to nie był  dobry  pomysł. Ja miałam w pamięci tylko połowę kodeksu, próbowałam tę watę w mózgu jakoś odsunąć. Dostałyśmy czwórki z plusem. A przecież my, kujonki, starałyśmy się zawsze o piątki....

Kujonki?

Byłyśmy trochę kujonkami. Studia nie za bardzo absorbowały. Wystarczyło uczyć się dwa miesiące w roku, resztę można było przeznaczyć na zabawę.

Jak trafiła pani później właśnie do profesora Salwy?

Pracę magisterską pisałam u prof. Witolda Czachórskiego. Chciałam zostać w jego katedrze. No, ale profesor wolał pracować z mężczyznami. Parytetów wtedy nie było. Dlatego rozmawiałam też z prof. Salwą. Prawo pracy też częściowo opiera się na prawie cywilnym. Pracę z prof. Salwą wspominam bardzo dobrze. Był kojarzony z konkretną opcją, nigdy się nie wyparł swojej lewicowości. Ale nie zmuszał nas do przyjęcia jakichkolwiek poglądów. Miał powiedzenie: „każdy jest grabarzem swojego losu", które wygłaszał przy każdej okazji, także przyjmując mnie do pracy.

Podczas pracy na Uniwersytecie Warszawskim działała też pani w „Solidarności". Nie miała pani z tego powodu problemów?

Miałam pewną obawę, co prof. Salwa powie. Ale powiedział tylko: „Czy to nie przedwczesna decyzja, pani Małgosiu? Mamy przecież ZNP. Ale zrobi pani, jak pani uważa". Wiedział, jakie mam pochodzenie i poglądy. Nie mieliśmy na naszym wydziale żadnych kłopotów w związku z przynależnością do „Solidarności".

Nie ograniczyła się pani do uczelni, była radcą prawnym.

To wpływ mojego taty, który zawsze mówił, że pracę naukową trzeba łączyć z praktyką. Dlatego skończyłam aplikację sądową, potem zdałam egzamin radcowski.

Występowała pani jako pełnomocnik w głośnych procesach. M.in. w sprawie Tomasza Lisa z TVN.

To nie była łatwa sprawa. Zakończyła się ugodą. Przyniosła mi dużo satysfakcji, ale i sporo stresów.

Jako sędzia trafiła pani od razu do Sądu Najwyższego. Jak wspomina pani początki?

Trochę musiało potrwać, zanim poczułam się gotowa do ferowania wyroków. Miałam chwile zwątpienia. Wydawało mi się, że mnie to przerasta. Ciągle pojawiały się nowe akta –  taka taśma. Myślałam z przerażeniem, że nie jestem w stanie w żaden sposób zakończyć swoich zadań. Mówiłam nawet prezesowi kierującemu Izbą Pracy, że chyba zrezygnuję. Skomentował, że jeszcze czegoś takiego nie było w historii SN.

Ma Pani jeszcze dziś czas zajmować się rabatkami?

Tak, mój dom jest pełen kwiatów.

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego