W przeciętnej gazecie proces przygotowania artykułu do druku jest żmudny. Zanim tekst napisany przez dziennikarza trafi do drukarni, musi przejść jeszcze przez czujne oczy kilku osób. Zazwyczaj redaktora ( gdzieniegdzie również edytora), korekty oraz redaktora prowadzącego gazetę danego dnia, tzw. wydawcy. Cel jest jeden: zminimalizować ryzyko błędów zarówno merytorycznych, jak i językowych. I chociaż system wymaga zaangażowania wielu osób, ma głęboki sens, pod warunkiem że opiera się na pełnej współpracy i zaufaniu.
Dlaczego dziś o tym piszę? Otóż w ostatni piątek Sejm zakończył prace legislacyjne nad długo oczekiwanym prawem restrukturyzacyjnym. Przyjęcie tak dużej i ważnej ustawy, pisanej zresztą przy udziale praktyków, to niewątpliwie sukces. Nie obyło się jednak bez zgrzytu, z którego ktoś powinien się publicznie wytłumaczyć.
Otóż w końcowym etapie legislacyjnym, już w Senacie, stała się rzecz nieoczekiwana. Senatorowie zgłosili do projektu, nad którym pracowano dobrych kilka lat (był to projekt rządowy), ponad 260 poprawek. Rzecz nawet jak na krajowy proces legislacyjny nieczęsta.
Tej ilości nie usprawiedliwia ranga aktu prawnego ani to, że liczy ponad 400 artykułów. Nie była to bowiem poselska „wrzutka" czy robiona na szybko, dyktowana partyjnym interesem znowelizowana ustawa, tylko duży projekt, całkowicie przemyślany i zaplanowany, co w naszym procesie legislacyjnym jest rzadkością. W pracach nad nim uczestniczyli praktycy: sędziowie, adwokaci, radcy czy ekonomiści. Wydawać się mogło, że został przeanalizowany do ostatniej kropki przez ministerialnych, rządowych i sejmowych legislatorów oraz sporą grupę konsultantów.
A jednak, coś im umknęło, skoro poprawek zrobiło się nagle grubo ponad 200. I nie jest żadnym wytłumaczeniem, że zarówno przyjęte, jak odrzucone miały w przeważającej części charakter legislacyjny, redakcyjny i doprecyzowujący. Bo jak wiadomo, źle postawiony przecinek może wypaczyć brzmienie przepisu. Bardzo ciekawie zabrzmiała w tym kontekście sejmowa wypowiedź wiceministra sprawiedliwości Jerzego Kozdronia, który tak oto skomentował wydarzenie: