Reklama

Pietryga o prawie restrukturyzacyjnym: Prywatne legislacyjne wojenki

Publikacja: 20.05.2015 12:53

Pietryga o prawie restrukturyzacyjnym: Prywatne legislacyjne wojenki

W przeciętnej gazecie proces przygotowania artykułu do druku jest żmudny. Zanim tekst napisany przez dziennikarza trafi do drukarni, musi przejść jeszcze przez czujne oczy kilku osób. Zazwyczaj redaktora ( gdzieniegdzie również edytora), korekty oraz redaktora prowadzącego gazetę danego dnia, tzw. wydawcy. Cel jest jeden: zminimalizować ryzyko błędów zarówno merytorycznych, jak i językowych. I chociaż system wymaga zaangażowania wielu osób, ma głęboki sens, pod warunkiem że opiera się na pełnej współpracy i zaufaniu.

Dlaczego dziś o tym piszę? Otóż w ostatni piątek Sejm zakończył prace legislacyjne nad długo oczekiwanym prawem restrukturyzacyjnym. Przyjęcie tak dużej i ważnej ustawy, pisanej zresztą przy udziale praktyków, to niewątpliwie sukces. Nie obyło się jednak bez zgrzytu, z którego ktoś powinien się publicznie wytłumaczyć.

Otóż w końcowym etapie legislacyjnym, już w Senacie, stała się rzecz nieoczekiwana. Senatorowie zgłosili do projektu, nad którym pracowano dobrych kilka lat (był to projekt rządowy), ponad 260 poprawek. Rzecz nawet jak na krajowy proces legislacyjny nieczęsta.

Tej ilości nie usprawiedliwia ranga aktu prawnego ani to, że liczy ponad 400 artykułów. Nie była to bowiem poselska „wrzutka" czy robiona na szybko, dyktowana partyjnym interesem znowelizowana ustawa, tylko duży projekt, całkowicie przemyślany i zaplanowany, co w naszym procesie legislacyjnym jest rzadkością. W pracach nad nim uczestniczyli praktycy: sędziowie, adwokaci, radcy czy ekonomiści. Wydawać się mogło, że został przeanalizowany do ostatniej kropki przez ministerialnych, rządowych i sejmowych legislatorów oraz sporą grupę konsultantów.

A jednak, coś im umknęło, skoro poprawek zrobiło się nagle grubo ponad 200. I nie jest żadnym wytłumaczeniem, że zarówno przyjęte, jak odrzucone miały w przeważającej części charakter legislacyjny, redakcyjny i doprecyzowujący. Bo jak wiadomo, źle postawiony przecinek może wypaczyć brzmienie przepisu. Bardzo ciekawie zabrzmiała w tym kontekście sejmowa wypowiedź wiceministra sprawiedliwości Jerzego Kozdronia, który tak oto skomentował wydarzenie:

Reklama
Reklama

„To nie są poprawki merytoryczne. (...) Jest coś chorego między biurami legislacyjnymi Sejmu i Senatu. Nie może być tak, że biuro legislacyjne Senatu wraca do pierwotnej wersji. Stąd takie ilości tych poprawek. (...) (To) jakaś prywatna wojenka między biurami legislacyjnymi – tego nie rozumiem" – komentował z mównicy sejmowej Kozdroń.

Zarzut dość poważny i warto, aby ktoś odpowiedzialny za całą sytuację sprawę wyjaśnił. W procesie legislacyjnym, finansowanym z pieniędzy podatników, nie ma bowiem miejsca na ambicjonalne czy emocjonalne bitwy, bo to grozi uchwaleniem złych regulacji.

Nie od dziś wiadomo, że przyjmowane akty prawne zawierają często rażące błędy. Spory o kształt prawa toczą się zazwyczaj w komisjach poselskich. A prywatne wojenki legislatorów? Tego jeszcze u nas nie było.

Zapraszam do lektury najnowszej „Rzeczy o Prawie".

Opinie Prawne
Mariusz Busiło: Sześć grzechów głównych zmian w ustawie o KSC
Opinie Prawne
Marek Kobylański: KSeF, czyli świat nie kończy się na Ministerstwie Finansów
Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz: Kto obroni wolność słowa w sieci?
Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama