Po nas choćby potop, czyli tak się prawa nie robi

Aktualizacja: 14.06.2015 10:09 Publikacja: 14.06.2015 09:00

Foto: 123RF

Kontakty zawodowe z Polską mam od czasu, gdy zakończony został stan wojenny. Nie ukrywam jednak, że nie mam szans na śledzenie wszystkiego, co się dzieje w polskim prawie. A już szczególnie ostatnio. Wiele tematów podrzucają mi znajomi z Polski, pytając, czy tak jest też w Kanadzie. Część informacji mam z własnej praktyki związanej z Polską, ale najwięcej z polskiej prasy. Niedawno przeczytałem, że wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń stwierdził w Sejmie, że „gdybyśmy tak stali tylko na stanowisku stabilności prawa, to nie zmienialibyśmy przedwojennych kodeksów, np. kodeksu zobowiązań. Mówilibyśmy, że prawo musi być stabilne, i stosowalibyśmy przedwojenne ustawy i procedury (...). Takie tradycyjne podchodzenie, twierdzenie, że kodeks postępowania cywilnego czy kodeks cywilny powinien się zmieniać raz na jakiś czas, ale nie częściej niż co kilkadziesiąt lat, jest w dzisiejszych czasach niemożliwe".

Moi klienci w Kanadzie, którzy mieli lub mają kontakt z polską działalnością gospodarczą, narzekają na brak stabilności polskiego prawa. Po 1989 r. nastąpiło, uzasadnione zresztą, przyspieszenie w zmienianiu przepisów prawnych, a po wejściu do UE harmonizowanie polskiego prawa z prawem unijnym. Jednak żeby twierdzić, że prawo może być niestabilne, bo rzeczywistość się zmienia? Rzeczywistość zawsze się zmieniała i będzie się zmieniać, co nie oznacza, że prawo musi być niestabilne.

Abstrahując teraz od tego konkretnego kontekstu wypowiedzi wiceministra, z punktu widzenia społeczeństwa, gospodarki i prywatnego interesu biznesmenów to nie zmiany przepisów w takich aktach jak kodeks cywilny czy kodeks postępowania cywilnego mają znaczenie. Ale tysiące zmian przepisów uregulowanych w innych ustawach, rozporządzeniach, zarządzeniach i Bóg wie, w jakich innych aktach, są trudne do obrony. Zmieniane się przepisy z dnia na dzień – może nie dosłownie, ale ma to taki wymiar w gospodarce i planach przedsiębiorców, a także dla zwykłych ludzi. Dla rządu ostatnio najważniejsze jest spełnienie obietnicy przedwyborczej, zmniejszenie deficytu w bieżącym roku budżetowym lub nagłe wydanie 24 mld zł na niezbędne przecież nowe helikoptery. Gdyby tylko jeszcze obywatele i przedsiębiorcy mogli się do tego dopasować – byłby to prawny raj. Ale tak nie jest.

Oto konkretny przykład – jak zmianę wieku emerytalnego wprowadzono w Kanadzie, a jak w Polsce. Jest dla wszystkich oczywiste, że ludzie żyją dłużej, chorują i potrzebują opieki. I nie ma prawie nigdzie w rozwiniętych i starzejących się społeczeństwach możliwości zapewnienia tym ludziom godnego życia bez zmian strukturalnych w ubezpieczeniach społecznych. To, co mnie zaskoczyło, to sposób, w jaki w Polsce podniesiono wiek emerytalny, prawie z dnia na dzień! Wielu moich znajomych mówiło o rażącej niesprawiedliwości, gdy małe firmy i ich właściciele planowali emerytury, a nagle dowiedzieli się, że muszą jeszcze poczekać.

W Kanadzie natomiast w 2013 r. rząd federalny przyjął ustawę o podwyższeniu wieku emerytalnego z 65 do 67 lat. W Kanadzie kobiety i mężczyźni przechodzą na emeryturę w tym samym wieku. By przedstawić tylko jedno rozwiązanie: vacatio legis tej ustawy wynosi dziesięć lat!! To oznacza, że podwyższenie wieku emerytalnego nastąpi dopiero od 2023 r.! Jest wystarczający czas na to, żeby się do takiej zmiany przygotować i zgromadzić środki na utrzymanie.

W Polsce od stycznia 2013 r. rozpoczęto proces wydłużania powszechnego wieku emerytalnego do 67 lat. Dla kobiet urodzonych od 1 stycznia 1953 r. oraz mężczyzn urodzonych od 1 stycznia 1948 r. ustalono stopniowe jego podwyższanie, co kwartał o miesiąc. Jednakże mężczyzna urodzony 1 stycznia 1950 r. prawie z dnia na dzień dowiedział się, że będzie pracował o dziewięć miesięcy dłużej! Znam przynajmniej kilku przedsiębiorców, którzy z tego powodu wpadli w poważne kłopoty finansowe. Nie mieli ani zamówień, ani rezerw, ani kapitału na działalność, której przedłużenia nie planowali.

Powtarzam te dane, by pokazać, jak rozwinięte demokracje umożliwiają wszystkim zainteresowanym zapoznanie się z nowymi przepisami i przygotowanie do ewentualnych zmian, jakie mogą wynikać z ich obowiązywania. W Polsce nikt nie może mieć pewności, czy parlamentarzystom nagle nie przyjdzie do głowy zmiana z dnia na dzień np. podstawowych praw obywatelskich. Parlament może bowiem wszystko. Jak się to ma do stabilności prawa?

Firma Grant Thornton na swojej stronie internetowej przytacza m.in. statystyki, które nijak się mają do wypowiedzi pana wiceministra! Ministerstwo Finansów np. wydaje rocznie 34 tys. interpretacji podatkowych. W 2015 r., przewiduje Grant Thornton, wydanych zostanie w Polsce 27 044 stron aktów prawnych, gdy w 2014 r. wydano 25 644 strony.

Jeśli komuś wydaje się, że są to konieczne zmiany, to jest oderwany od rzeczywistości. Najlepiej ilustruje to ustawa z 6 czerwca 1997 r. – Kodeks postępowania karnego, której wersja z września 2013 r. zawierała 215 zmian, a już w lutym 2015 r. wprowadzono do niej około 50 zmian.

Co z zasadą zaufania do państwa i stanowionego prawa, o której mowa w konstytucji? Czy nie można dobrze przygotować projektu przed skierowaniem do Sejmu? Ministerstwo Sprawiedliwości, Rządowe Centrum Legislacji powinny rozważyć perspektywicznie treść proponowanych zmian, które przedkładają rządowi. Podmioty prawne i zwykli obywatele nie mają czasu na spokojne zastanowienie się nad przyszłością. Dzisiaj dla parlamentarzystów liczy się tylko jedna data – następnych wyborów. A jeśli rządząca partia upadnie – to po nas choćby potop?

Autor jest adwokatem od 34 lat, prowadzi kancelarię w Montrealu

Opinie Prawne
Maria Sankowska-Borman: Adwokatura jest częścią systemu, który stał się całkowicie niewydolny
Opinie Prawne
Pietryga: Obywatel nie może być zakładnikiem prawniczych wojenek
Opinie Prawne
Piotr Mgłosiek: „Nasza” Izba Odpowiedzialności Zawodowej
Opinie Prawne
Jan Skoumal: Myrchowanie na wyborczym bazarku
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: "Zniknięty" projekt o neosędziach