Teza przedstawiciela Ministerstwa Finansów, zaprezentowana w wystąpieniu na posiedzeniu Sejmu, wskazująca na to, że spółka komandytowa działająca w strukturze hybrydowej w połączeniu ze spółką z o.o. kamufluje rzeczywistą działalność przedsiębiorcy, która ekonomicznie nie różni się od sytuacji spółki z o.o., jest dalece niepokojąca. To istne argumentum ad absurdum. Można by bowiem zaapelować do przedsiębiorcy w taki oto dosłowny sposób: „nie kombinuj w świetle prawa". W ramach tak postawionej, przywołanej powyżej tezy Ministerstwa Finansów, możemy zadać pytanie: „Dlaczego ujemne konsekwencje spotykają tych, którzy w ramach przyzwolenia prawnego, opartego w kodeksie spółek handlowych założyli spółkę komandytową, w której komplementariuszem jest spółka z o.o."? Jak to się odnosi do górnolotnych założeń Konstytucji Biznesu, mającej na celu ochronę polskiego przedsiębiorcy? Posłowie głosujący „za" zdaje się nie wzięli pod uwagę tych pytań i postanowili uciąć głowę tej hybrydzie. Oczywiście nie dosłownie. Nie wyeliminowano bowiem podstaw do funkcjonowania „spółki z o.o. spółki komandytowej", ale skutecznie zrażono przedsiębiorców do decydowania się na taką formułę prowadzenia biznesu lub do jej kontynuowania. Więcej, odstraszono od spółek komandytowych „niehybrydowych", a zatem takich, w których komplementariuszem jest osoba fizyczna. I nie bez przyczyny kolokwialnie piszę tu o odstraszeniu, gdyż wpasowuje się ono w nad wyraz mroczne czasy pandemii i odczuć towarzyszących przedsiębiorcom. A przecież sprawa nie dotyczy garstki osób.
Niejednokrotnie, jako organizacja pracodawców apelowaliśmy do rządu, aby przede wszystkim niósł pomoc przedsiębiorcom, a wszelkie dyskusyjne plany dotyczące zmiany otoczenia prawnego, w szczególności nakładające obciążenia, odłożył na półkę. Odnosiło się to nie tylko do podatku cukrowego, ale również przesunięcia wprowadzenia PPK, czy nowego JPK. Obecnie lockdown nie dotyczy przecież wyłącznie objętych nim wyraźnie branż, takich jak np. gastronomia. Obejmuje całą gałąź HoReCa, ale nie tylko. O zupełnym zamknięciu możemy przecież mówić, mając na względzie fakt, że dzisiaj na kwarantannie pozostają setki ludzi, będących jednocześnie pracownikami w różnych firmach. Powoduje to rzecz jasna zupełny przestój w działaniu biznesu. Przedsiębiorcy zatem skupiają cały swój wysiłek na tym, aby wyjść z opresji, aby przetrwać. A tutaj dodatkowo serwowane jest im kolejne, poważne zmartwienie.
Czytaj też: CIT od spółek komandytowych nieco później - od 1 maja 2021 r.
Ministerstwo Finansów zdaje się uspokajać i twierdzi, że mniejsze firmy nie odczują zmiany, a ustawa przewiduje zwolnienia od podatku. Zatem ci, którzy działają w skali mikro mogą być spokojni. A pozostali? Pandemia niestety nie wybiera i dotyka wszystkich. Zarówno tych małych, jak i dużych. Tych ostatnich proporcjonalnie do skali biznesu. A często nawet mocniej. Dzisiaj przedsiębiorcy nie powinni być obarczani koniecznością analizy nowych ustaw i rozważaniem, czy wpisują się w zwolnienie od podatku, czy też nie? Oni walczą o jutro. Zamiast tego mają perspektywę wprowadzenia nowego podatku. I to, co trzeba podkreślić, nieodległą w czasie. Tutaj niepokoi tempo wprowadzenia zmian, brak poprzedzenia ich szerokimi konsultacjami oraz bardzo krótki okres wejścia w życie. Przedsiębiorcy funkcjonujący w ramach spółek komandytowych nie wiedzą co robić. Czy decydować się na kosztowne przekształcenie, czy na likwidację, czy może na obciążone dodatkowymi daninami kontynuowanie działalności w tej formie? Czy naprawdę przed takimi dylematami mają stawać dzisiaj przedsiębiorcy? Nadzieja na lepsze jutro pozostaje obecnie w Senacie, do którego apelujemy o odrzucenie projektu ustawy w omawianym tu zakresie.
Piotr Podgórski – członek zarządu organizacji pracodawców Przedsiębiorcy.pl, radca prawny w Kancelarii Prawnej Clever One