Podatki ze swojej natury nie są nośnym tematem wyborczym. Mimo to partie poświęcają im coraz więcej uwagi w swoich programach. Proponowane rozwiązania często wykraczają poza prostą retorykę wyborczą i warto je przeanalizować.
Widoczne jest wyważenie programów w zakresie podatków wśród największych partii. To dobrze, bo z jednej strony radykalne zmiany nie są dobre dla gospodarki, a z drugiej w praktyce ich wprowadzenie w życie jest często nierealne. Temat opodatkowania jest obszarem zbyt istotnym, by przeprowadzać daleko idące eksperymenty.
Każda partia prezentuje swoje indywidualne podejście. Podstawowe priorytety PiS, PO i Zjednoczonej Lewicy są jednak zbieżne. Zanim przeanalizuję szczegóły, dość powiedzieć, że system podatkowy ma zapewniać przede wszystkim większą redystrybucję dochodu. Po latach, kiedy w Polsce lansowano libertariańskie podejście do systemu gospodarczego, teraz jest realna szansa na stopniową zmianę kursu na bardziej prospołeczną.
Większa progresja dominuje
Mijają już czasy, kiedy politycy głosili potrzebę podatku liniowego, tak naprawdę nie rozumiejąc systemu podatkowego i jego podstawowych założeń. Obecnie jest dostrzegany problem sprawiedliwości społecznej – szczególnie tzw. sprawiedliwości pionowej, nastawionej na redystrybucję dochodu, czyli tej funkcji podatków, której od dawna przypisuje się kluczowe znaczenie w większości krajów o dojrzałym systemie kapitalistycznym. W myśl tej idei osoby o zróżnicowanych dochodach powinny być traktowane odmiennie i to podejście wyraźnie widać w programach wyborczych czołowych partii.
PiS proponuje podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł i jednocześnie wprowadzenie stawki 39 proc. dla dochodów powyżej 300 tys. zł rocznie. Skądinąd to za rządów tej partii w 2009 r. zniesiono najwyższą, 40-proc. stawkę PIT. Obecnie powrót do wysokiej stawki dla najlepiej zarabiających można odczytać jako zwrot ku tendencjom bardziej prospołecznej polityki.