Tomasz Pietryga: Dlaczego Konrad Szymański musiał odejść

Lista zarzutów wobec ministra powiększała się wraz z listą niepowodzeń, które ponosił PiS w sporze z Brukselą o praworządność.

Publikacja: 12.10.2022 17:23

Prezydent odwołał w środę Konrada Szymańskiego ze składu Rady Ministrów, z urzędu ministra do spraw

Prezydent odwołał w środę Konrada Szymańskiego ze składu Rady Ministrów, z urzędu ministra do spraw Unii Europejskiej

Foto: PAP/Paweł Supernak

Konrad Szymański, polityk umiarkowany, z misją dialogu i szukania kompromisu z Brukselą w kwestii sądownictwa, był skazany na porażkę. Szybko znalazł się na kolizyjnej ścieżce z „jastrzębiami” z PiS i wyznawcami doktryny „nie oddamy ani guzika” formułowanej przez Zbigniewa Ziobrę.

Odejście Szymańskiego ma swoje źródło w grudniu 2020 roku, kiedy Mateusz Morawiecki po burzliwych negocjacjach w Brukseli zgodził się na unijne rozporządzenie „fundusze za praworządność”. Głównym architektem tego porozumienia był właśnie minister do spraw europejskich. Po cichu liczono na to, że fundusze zostaną wypłacone zanim dojdzie do wiążących rozstrzygnięć przed TSUE, które utrudniałyby ich absorbcję.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Dymisja Konrada Szymańskiego, czyli na ostro z Unią

Mimo wątpliwości w samym PiS, premier i jego minister przekonywali, że zagrożeń z wypłaceniem pieniędzy nie będzie. Mechanizm dotyczy bowiem wyłącznie kwestii wydatkowania unijnych funduszy, a nie zagrożeń praworządności. Rozporządzenie dawało możliwość wstrzymania unijnych środków w sytuacji naruszeń korupcyjnych. Niektóre przepisy rozporządzenia dawały jednak szerokie pole do interpretacji. Zbigniew Ziobro od samego początku krytykował decyzję Morawieckiego, podnosząc, że mechanizm ma zastosowanie nie tylko w sytuacjach faktycznych, ale również domniemania, że do nieprawidłowości wydatkowania mogłoby dojść w przyszłości, np. ze względu na niepraworządne działanie sądów. Polska, która już wtedy miała całkiem spory dorobek kwestionujący niezależność systemu sądowego w naszym kraju, miała zatem uzasadnione obawy.

Mimo że finalnie unijni politycy przejęli wykładnie zawężającą do faktycznych nieprawidłowości przy wydatkowaniu funduszy, wina za przyjęcie takiego niepewnego mechanizmu spadła właśnie na głównego negocjatora Konrada Szymańskiego. Krytyka dotyczyła też zbyt lekceważącego podejścia ministra do kwestii Turowa, w sytuacji gdy Czesi założyli Polsce sprawę przed TSUE, który następnie nakazał zamknąć kopalnię. Zarzut dotyczył nieprzygotowania odpowiedniej kontrargumentacji dla trybunału, która potwierdzałby polskie racje ekonomiczne, ekologiczne oraz wskazywała na zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Mimo że minister wielokrotnie podkreślał, że w sprawie zrobiono wszystko, sprawa Turowa poszła na jego konto.

Odpowiedzialność, choć nie zawsze bezpośrednia i faktyczna, spadła na konstytucyjnego ministra, zwolennika umiarkowanej, kompromisowej polityki wobec UE

Czary goryczy w Zjednoczonej Prawicy przelało dalsze blokowanie KPO przez Komisję Europejską, mimo ustępstw i likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Zarzut dotyczył błędów negocjacyjnych. Zatwierdzone tzw. kamienie milowe nie zawierały bowiem not interpretacyjnych, w efekcie były inaczej intepretowane przez Warszawa i Brukselę. Unijni komisarze zarzucili Polsce niespełnienie wymagań w kwestii m.in. testu niezawisłości sędziowskiej, który mogliby dokonywać sami sędziowie, na swój wniosek. To spotkało się już po czasie ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony PiS i Kancelarii Prezydenta.

Szymański zapewniał wcześniej, że ostatecznie o wypłacie funduszy z KPO będzie decydować Rada Europejska (prezydenci i premierzy), gdzie decyzje podejmuje się konsensualnie, z prawem weta. Tymczasem zablokowali je na technicznym etapie unijni komisarze. Dla PiS było tego było już za wiele. Odpowiedzialność, choć nie zawsze bezpośrednia i faktyczna, spadła na konstytucyjnego ministra, zwolennika umiarkowanej, kompromisowej polityki wobec UE. Dziś zostaje złożony na ołtarzu niepowodzeń prawicy.

Konrad Szymański, polityk umiarkowany, z misją dialogu i szukania kompromisu z Brukselą w kwestii sądownictwa, był skazany na porażkę. Szybko znalazł się na kolizyjnej ścieżce z „jastrzębiami” z PiS i wyznawcami doktryny „nie oddamy ani guzika” formułowanej przez Zbigniewa Ziobrę.

Odejście Szymańskiego ma swoje źródło w grudniu 2020 roku, kiedy Mateusz Morawiecki po burzliwych negocjacjach w Brukseli zgodził się na unijne rozporządzenie „fundusze za praworządność”. Głównym architektem tego porozumienia był właśnie minister do spraw europejskich. Po cichu liczono na to, że fundusze zostaną wypłacone zanim dojdzie do wiążących rozstrzygnięć przed TSUE, które utrudniałyby ich absorbcję.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb