Tym razem wzorcem jest Krajowy Arbitraż Gospodarczy, który w poprzednim systemie ustrojowym rozstrzygał spory pomiędzy jednostkami gospodarki uspołecznionej, czyli pomiędzy ówczesnymi „przedsiębiorcami”. Przewidując zapewne katastrofę, jak wynika z ujawnionych niedawno „założeń do projektu ustawy o umowie franczyzy”, Ministerstwo zamierza ograniczyć zasięg „arbitrażu na żądanie” do rozpoznawania spraw ze stosunku umowy franczyzy (jak to z wielkim kunsztem cywilistycznym ujęto). Co to stosunek umowy? Cywiliści jeszcze tego nie odkryli, ale urzędnicy Ministerstwa zapewne tak. Najważniejsze jednak, że stronami umów franchisingu są przedsiębiorcy, więc nawet w przypadku pięknej katastrofy, pokrzywdzona zostanie mniej istotna z perspektywy wyborczej grupa społeczna. Po co więc się nią przejmować.

Już sam pomysł regulowania umowy franchisingu wymaga głębokiego namysłu. Jest to bowiem w większości ustawodawstw umowa nienazwana, a to z uwagi na poważne równice pomiędzy umowami i przedmiotami działalności podejmowanymi w ramach franchisingu oraz podobieństwa do innego rodzaju umów regulujących współdziałanie gospodarcze. Choć bywają na świecie regulacje franchisingu, to jednak zwykle w ramach niezbędnych regulacji. Przyjmują postać bądź do rozwiązań odnoszących się do wszystkich lub niektórych umów (np. prawo konkurencji), do etapu zawierania umowy (disclosure), do przewidzianych w prawie unijnym zagadnień kartelowych (np. ceny maksymalne) lub dotyczących minimalnej ochrony określonej kategorii uczestników rynku (np. małych przedsiębiorców). W przypadku franchisingu istnieje duże ryzyko stworzenia regulacji nieszczelnej (nieobejmującej wszystkich umów franchisingu) lub zbyt szerokiej (obejmującej również inne rodzaje umów). Zgodnie z projektowaną definicją (w pkt 2 Założeń), „przez umowę franczyzy franczyzodawca zobowiązuje się, w zakresie działalności swego przedsiębiorstwa, udostępnić franczyzobiorcy do korzystania za wynagrodzeniem rzeczy lub prawa służące wykonywaniu działalności gospodarczej, w szczególności nazwę przedsiębiorstwa, znaki towarowe i patenty, a także poufną koncepcję lub technikę prowadzenia tej działalności, a franczyzobiorca zobowiązuje się do prowadzenia we własnym imieniu i na własny rachunek działalności gospodarczej w oparciu o udostępnione rzeczy, prawa, koncepcję lub technikę”. W świetle tej definicji, już na „pierwszy rzut oka” można stwierdzić, że zagrożeń związanych z decyzją o uregulowaniu tej sfery Ministerstwo nie doceniło. Dostrzec też trzeba, że po raz pierwszy w historii cywilistyki, dokumentem ważniejszym od umowy ma być tzw. „dokument Informacyjny”. Zgodnie bowiem z pkt 4) 4. Założeń, postanowienia umowy kształtujące prawa i obowiązki franczyzobiorcy w sposób mniej korzystny niż w dokumencie informacyjnym nie wiążą go, a w ich miejsce wchodzą właściwe postanowienia z dokumentu informacyjnego. Czyli dokładnie odwrotnie niż we wszystkich cywilistycznych relacjach, w zasadzie swobody umów, w unijnych regulacjach. Teraz nie będziemy uczyć studentów o obowiązku ujawnienia prawdziwych informacji, lecz że najważniejszym źródłem zobowiązań jest „dokument Informacyjny”. Głupie? Nie szkodzi.

Powracając do arbitrażu na żądanie jednej ze stron, można wskazać, że przełamano tu podstawową cechę arbitrażu, jaką jest dobrowolność (podkreślana jako inherentna cecha arbitrażu przez ETPCz w sprawie Mutu i Pechstein). Uznano, że podpisanie klauzuli arbitrażowej nie jest konieczną przesłanką skuteczności żądania o arbitraż. Arbitraż nie opiera się zatem na postanowieniach umowy łączącej strony (co jest konstytucyjnie dopuszczalne), lecz wynika za ustawy, stając się swoistą konkurencją dla prawa do sądu (co jest konstytucyjnie wątpliwe). Co charakterystyczne dla „dobrej zmiany”, sprawy będą rozstrzygane „po uważaniu”, ponieważ żaden z członków panelu arbitrażowego nie musi być prawnikiem. Ani przewodniczący (stały arbiter) ani tzw. arbitrzy społeczni nie muszą mieć żadnego przygotowania, doświadczenia zawodowego ani wiedzy prawniczej. Muszą tylko mieć pełną zdolność do czynności prawnych, być w wieku 30-70 lat i nie być karani za przestępstwo umyślne. Przyjdzie im czytać złożone umowy franchisingu, poznawać „recepty” na trudny biznes, poznawać tajniki rozliczeń, działalności operacyjnej, systemy komputerowe i założenia logistyczne z dziedziny, której nawet nie muszą rozumieć. Nie posiadając wiedzy prawniczej muszą wydać orzeczenie, które będzie zgodne z proceduralnymi zasadami obrony w procesie, wolne od zarzutu rzeczy osądzonej lub rzeczy ugodzonej, pozostające w zakresie kognicji arbitrażu i poza granicami ewentualnej klauzuli arbitrażowej, w wymaganym ustawą składzie i zasadami procedowania, wolne od zarzutu niezgodności z prawem i klauzulą porządku publicznego. W przeciwnym razie będzie ono bowiem uchylone lub inaczej podważone przez … sąd powszechny w drodze odwołania lub skargi, albo w toku postępowania o uznanie albo stwierdzenie wykonalności wyroku sądu arbitrażowego. Zarazem sąd powszechny i tak będzie mógł rozpoznawać sprawę, ponieważ ani wniesienie sprawy do sądu powszechnego nie stoi na przeszkodzie rozpoznaniu sprawy przez sąd arbitrażowy, ani nie zachodzi zależność odwrotna. Co natomiast, gdy tego samego dnia pojawią się dwa sprzeczne ze sobą orzeczenia? Nie wiadomo. Chyba że przyjąć, iż sąd okręgowy ma rozpoznawać skargę o uchylenie sprzecznego z jego wyrokiem wyroku sądu arbitrażowego, którą wnosi się do sądu okręgowego w terminie dwóch miesięcy. Absurdalne? Nie szkodzi.

Podobno ostatnie 7 lat rządów większości parlamentarnej poświęcono „naprawie sądownictwa”. Widać tak dobrze wyszła, że Ministerstwo Sprawiedliwości zamiast sądownictwa woli arbitraż nieprofesjonalny. Skoro zrezygnowaliśmy z badania kompetencji w procesie powoływania sędziów przed tzw. neo-KRS, to może faktycznie – bez cienia hipokryzji – przyjmijmy, że problemy przedsiębiorców mogą rozstrzygać ludzie, od których nie wymaga się żadnych kompetencji. To swoiście rozumiany, nowoczesny koncept prywatyzacji wymiaru sprawiedliwości. A skoro mamy zamiar, jako pierwsi na świecie sprywatyzować część sądownictwa, to może idąc za ciosem sprywatyzujemy również Ministerstwo Sprawiedliwości. Może wreszcie powstanie tam coś sensownego. Tylko kto to ministerstwo kupi?

Czytaj więcej

Nowa ustawa o franczyzie ma być gotowa za miesiąc