Ekologiczna katastrofa Odry z całą mocą pokazała skalę problemu, który tu i ówdzie wybijał już wcześniej, a systemowo nie poradził sobie z nim nikt. Mamy ustawy, przepisy karne i administracyjne, pozwalające nakładać kary na osoby cywilne i prawne, które za nic mają wspólne dobro i zanieczyszczają lasy, rzeki czy jeziora. Szwankuje jednak ich wykonywanie. A i sama sankcja nie odstrasza.
    Zebrane przez Inspekcję Ochrony Środowiska czy prokuratorę dowody nie są trudne do podważenia, gdy brak monitoringu czy nadzoru nad czystością wód. Dziś podobnie – pobiera się ponoć liczne próbki wody, ale ich badanie nic nie wykazuje. Jakieś postępowanie ponoć trwa, ale nie ma pewności, czy chodzi o wyjaśnienie sprawy, czy też o jej długotrwałe wyjaśnianie, aż znajdzie się inny temat, który odciągnie uwagę opinii publicznej i mediów, a odpowiedzialność się rozmyje. Bo nie dość, że nie zapobieżono katastrofie, to jeszcze przez ponad dwa tygodnie udawano, że nic się nie stało, i mówiono, że w rzece śmiało można się kąpać.