Reklama
Rozwiń
Reklama

Krzysztof Łanda: Pacjenci nie mają się czego obawiać

Powtarzanie, że obniżenie taryf w kardiologii interwencyjnej zagrozi bezpieczeństwu chorych, traktuję jak postulaty lobbingowe grupy, która traci wpływy – mówi wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda

Aktualizacja: 06.07.2016 12:53 Publikacja: 06.07.2016 08:42

Krzysztof Łanda

Krzysztof Łanda

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Rz: Żaden projekt nie wzbudził tylu kontrowersji, co włączenie do refundacji wyrobów medycznych i obniżka wycen świadczeń zdrowotnych w niektórych dziedzinach. Pojawiły się zarzuty, że obniżając wycenę kardiologii interwencyjnej, cofa pan polską kardiologię o 20 lat, do czasów, gdy Polacy masowo umierali z powodu zawałów.

Krzysztof Łanda, wiceminister zdrowia: Nie rozumiem tego zarzutu. Włączenie wyrobów medycznych do refundacji zmniejszy irracjonalne sumy, które wydaje dziś na nie Narodowy Fundusz Zdrowia, i poszerzy możliwości terapeutyczne. Dziś wyroby medyczne, np. stenty, soczewki czy aparaty słuchowe, opłacane są z procedury medycznej – leczenia zawału, operacji zaćmy czy wszczepienia protezy. My chcemy za wyroby płacić oddzielnie, a ich ceny maksymalne negocjować z producentami jako ministerstwo. Dla każdej z tych grup zostaną ustalone kryteria jakościowe, w szpitalach przestaną być więc używane wyroby niskiej jakości. Odrębne finansowanie wyrobów medycznych obniży taryfy dla świadczeniodawców o cenę wyrobów, ale pieniądze za samą procedurę przecież się nie zmienią.

Ale wszczepienie stentu po zawale ma być wyceniane nawet o 60 proc. niżej.

Średnie obniżki ogłoszone przez prezesa AOTMiT to ok. 21 proc. Te procedury były mocno przeszacowane, oparte na cenach stentów sprzed dziesięciu lat, kiedy kosztowały 11–12 tys. zł za sztukę, a nie jak dziś 1–1,5 tys. zł. W dodatku niektóre podmioty próbują oszczędzić jeszcze bardziej, stosując stenty przestarzałe, metalowe. Szpital nie zarobi już na tej nadwyżce, będzie za to mógł stosować dużo lepsze stenty, które ministerstwo kupi u producenta za adekwatną kwotę, bo dokonując zakupu centralnego – dla szpitali i świadczeniodawców w całej Polsce – ma większą siłę negocjacyjną niż jakakolwiek grupa szpitali. Nie bardzo widzę cofnięcie polskiej kardiologii, chyba że kardiolodzy zamierzają zakładać stenty inną metodą. Tyle że nie wiem, o jaką metodę mogłoby chodzić, bo standardy są jasno ustalone od wielu lat.

Wielu profesorów kardiologii interwencyjnej twierdzi jednak, że obniżenie taryf na procedury ratujące życie zagrozi bezpieczeństwu chorych i doprowadzi do odpływu kadry.

Reklama
Reklama

Traktuję to jako postulaty lobbingowe grupy, która traci wpływy. Część kardiologów interwencyjnych rozumie nasze intencje i pomaga w racjonalnej wycenie procedur. To kilka prywatnych podmiotów wytwarza stan wrzenia w strachu, że pokończą im się gigantyczne zyski. Nadwyżki z wycen w kardiologii interwencyjnej zostaną przesunięte do kardiologii zachowawczej, która w Polsce kuleje. Nie jest tajemnicą, że o ile sam zawał leczymy najlepiej na kontynencie, o tyle jesteśmy w ogonie Europy, jeśli chodzi o leczenie jego powikłań. Są wprawdzie szpitale, które prowadzą opiekę ukierunkowaną na pacjenta i nadwyżki za kardiologię interwencyjną przesuwają na zachowawczą, pokrywając straty. Ale jest też mnóstwo prywatnych przedsiębiorców otwierających wyłącznie cathlaby, które wydłubują rodzynki z ciasta, świadcząc procedury przeszacowane. Wykonują je, a potem zostawiają pacjenta samemu sobie, nie zapewniając mu ani wizyty u kardiologa, ani rehabilitacji. Wystarczy sprawdzić sprawozdania finansowe i deklarowane roczne przyrosty takich spółek. Owszem, obniżymy taryfy na kardiologię interwencyjną, ale podwyższymy je w kardiologii zachowawczej. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczone zostaną bowiem także na poluzowanie limitów – dzięki niższym cenom NFZ kupi więcej świadczeń. To sprawi, że szpitale publiczne, które zapewniają kompleksową ofertę, będą w stabilnej sytuacji, ale prywatnym placówkom skończy się eldorado.

Część kardiologów twierdzi, że pańskie wyliczenia są błędne.

Te opinie świadczą tylko o tym, że bycie profesorem i specjalistą kardiologii interwencyjnej nie zawsze daje mandat do orzekania w sprawach taryfikacji, wyceny koszyka czy HTA (Health Technology Assessment), czyli oceny technologii medycznych.

Wśród zarzutów stawianych panu w mediach znalazł się i ten, że wyodrębnia pan produkty medyczne z procedur, żeby dać zarobić firmom HTA, w których kiedyś miał pan udziały, a dziś ma kolegów.

To bzdura. W dodatku autorzy tych wypowiedzi najwyraźniej nie rozumieją, czym się różni decyzja koszykowa – o włączeniu jakiejś technologii czy grupy technologii do koszyka de novo – od dotyczącej ceny czy taryfy. Na to, czy dana technologia będzie refundowana, rzeczywiście wpływ ma raport HTA, czyli analizy: ekonomiczna i finansowa oraz analiza kliniczna oparta na przeglądzie systematycznym. Inaczej jest jednak, gdy mamy technologię w koszyku i chcemy włączyć ją do grupy wyrobów medycznych, w której ustalony zostanie limit cenowy oraz ceny urzędowe. Tutaj żadne HTA nie jest potrzebne. Nie wykluczam, że zaistnieje sytuacja, w której jakieś informacje z raportu będą nam potrzebne, dlatego w zestawie wymaganych danych zapisaliśmy możliwość wykonania raportu HTA. Ale istotne będą przede wszystkim dane techniczne typu wytrzymałość czy absorpcyjność, które producent musi ujawnić i musi znać przy rejestracji. Poza tym dla większości wyrobów raporty HTA firmy mają już gotowe, najczęściej sporządzone zresztą za granicą, w międzynarodowych centralach. HTA może wykonać sam producent lub jakakolwiek firma analityczna na świecie.

Firmy polskie mają być jednak powiązane z panem. Pojawiają się doniesienia, że wprowadzał pan HTA w Polsce i Europie Środkowej.

Reklama
Reklama

Takie opinie mi schlebiają, ale są mocno przesadzone. Pierwsza agencja rządowa oceny technologii medycznych powstała w 1972 r. w Waszyngtonie i ja miałem wtedy dwa lata. Od tego czasu HTA rozwija się intensywnie na całym świecie. Można też powiedzieć, że w jakiś sposób przyczyniłem się do rozwoju HTA w Polsce, ale głównymi ojcami tego ruchu byli profesorowie Roman Jaeschke, Egon Jonsson i Rafał Niżankowski. Oprócz tego prof. Jacek Spławiński, dr Ewa Orlewska i dr Maciej Niewada. Ja zacząłem działać w rządowym Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia dopiero gdy wszyscy oni mieli już swoje dokonania. Fakt, prawdziwe stosowanie HTA w Polsce rozpoczęło się w 2007 r., gdy byłem dyrektorem Departamentu Gospodarki Lekami w NFZ. Trudno mi też zarzucić wpływ na to, jakiej jakości raporty oceny technologii medycznych trzeba składać do Ministerstwa Zdrowia, bo regulują to wytyczne Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, które określają wymagania jakościowe wzorowane na podobnych dokumentach ze świata. Taki raport opracować może każdy. Nikt nie powiedział, że firma farmaceutyczna czy produkująca wyroby medyczne nie może tego zrobić sama, nie musi więc tego zamawiać. Może też zamówić raport HTA gdziekolwiek na świecie.

Dziś podczas posiedzenia sejmowej Komisji Zdrowia jej szef Bartosz Arłukowicz będzie się domagał od ministra Konstantego Radziwiłła wyjaśnień, dlaczego odebrano panu nadzór nad Departamentem Polityki Lekowej (DGL). Jak minister to wytłumaczy?

Departament Polityki Lekowej i Farmacji nadal jest w mojej jurysdykcji, podobnie jak Departament Analiz i Strategii, a także AOTMiT, Rada Przejrzystości, Rada Taryfikacji i kilka innych instytucji. Prawdą jest, że zostanę odciążony, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji refundacyjnych i cenowych. Ścieżka decyzyjna jest bardzo długa, zaczyna się od wniosku producenta, przechodzi przez AOTMiT, idzie do Rady Przejrzystości, prezesa AOTMiT, Komisji Ekonomicznej i dopiero wtedy kończy się podpisem ministra zdrowia. To setki decyzji pomiędzy obwieszczeniami, co zabiera sporo czasu. Teraz, dzięki temu, że minister Tombarkiewicz zgodził się wziąć na siebie tę odpowiedzialność, jestem odciążony i mogę się skupić na porządkowaniu taryf i koszyka świadczeń gwarantowanych.

Komisja Zdrowia zechce też wiedzieć, czy prawdą jest, że sprawie pańskich decyzji przygląda się Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Nie jest możliwe, żeby CBA nie monitorowało osoby odpowiedzialnej za decyzje refundacyjne, które pochłaniają miliardy z budżetu NFZ. Przygląda się na pewno każdemu na moim miejscu. Jestem świadom doskonałej antykorupcyjnej tarczy ochronnej i nie mam nic do ukrycia.

—rozmawiała Karolina Ewa Kowalska

Opinie Prawne
Prawniczki: Zwierzę nie jest rzeczą, nie należy go dawać „pod choinkę”
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: List do Mikołaja albo pobożne życzenia o prawdziwą prokuraturę
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Co jest sprawiedliwe? To, co każe czynić Tusk z Żurkiem, czy Kaczyński z Ziobrą?
Opinie Prawne
Paweł Rochowicz: Taksówkarz Darek cenniejszy niż cztery litery
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: TSUE wysadził TK w powietrze. To ważna lekcja także dla Donalda Tuska
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama