Prawie 312 tys. osób nie płaci alimentów – wynika z danych Krajowego Rejestru Długów. Średnia wysokość tego rodzaju zobowiązań sięga prawie 34 tys. zł, a rekordzista z Krakowa jest winny swoim dzieciom ponad pół miliona złotych! Nie płacą, bo – jak twierdzą – nie mają z czego. W niektórych przypadkach to prawda, w wielu jednak – nie. Są i tacy ojcowie, którym się wydaje, że po rozstaniu z żoną lub partnerką mogą mówić nie tylko o niej, ale również o dzieciach „byłe".
Ministerstwo Sprawiedliwości znalazło sposób na niepłacących alimentów: dozór elektroniczny. Sposób jest prosty, a zapewne okaże się skuteczny. Elektroniczna opaska pozwoli na realną kontrolę. Urządzenie zarejestruje godziny i miejsce pobytu ukaranego. A on już nie powie, że od poniedziałku do piątku chodzi codziennie w jedno miejsce na osiem godzin po to, by pić kawę. Będzie jasne, że pracuje. A skoro tak, pracodawca nie wypłaci mu pieniędzy pod stołem (wielu dłużników alimentacyjnych pracowało bowiem na czarno, dlatego – choć mieli dochody – mogli mówić, że nic nie zarabiają).
Zakładanie elektronicznych bransolet będzie też dużo tańsze niż osadzanie skazanych za niepłacenie alimentów w więzieniach. Miesięczny koszt utrzymania więźnia to ponad 3 tys. zł. Elektroniczny nadzór kosztuje ponad 300 zł. A pamiętajmy, że osadzeni z reguły nie pracują, bransoleta w pracy zaś nie przeszkadza.
Cieszy mnie reakcja ministerstwa. W końcu niepłacenie alimentów to takie samo przestępstwo jak niezapłacenie za zakupy w sklepie czy za obiad w restauracji. Ani w sklepie, ani w restauracji ojciec (bo to głównie oni nie płacą) nie powie, że nie ma pieniędzy. Wie, z jaką spotka się reakcją. Liczę, że po zmianie przepisów komornicy też rzadziej usłyszą, że portfel jest pusty.