Jest absolutnie niezrozumiałe, dlaczego tak się dzieje z poprawkami Prawa i Sprawiedliwości zgłoszonymi do prezydenckich projektów zmian w ustawach o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Dlaczego dyskusja o ich kształcie jest nagle prowadzona w zamkniętych gabinetach, z dala od uszu opinii publicznej, a politycy obozu władzy robią tajemnicze miny z gatunku: „wiemy, ale nie powiemy", albo też cedzą słowa – jak ostatnio wicemarszałek Senatu Adam Bielan?
A wszystko to w sytuacji, gdy przez wiele miesięcy próbowano wszystkimi sposobami zainteresować społeczeństwo reformą Temidy, przedstawiając mu, że owa reforma jest absolutnie niezbędna do należytego funkcjonowania państwa.
Teraz władza daje sygnał: obywatelu, nic ci do tego, siedź spokojnie i czekaj jak petent w poczekalni. Kiedy się już dogadamy, damy znać, może to będzie za tydzień, a może za dwa. To zły znak, że władza już zaczyna zajmować się samą sobą, że ważniejsze stają się zakulisowe rozgrywki i robienie polityki niż transparentność działania.
Podobne oderwanie od rzeczywistości cechowało podczas drugiej kadencji Platformę Obywatelską, przekonaną, że nie musi się z niczego tłumaczyć, bo od rządzenia jest ona, a nie społeczeństwo. Koniec był żałosny. PiS właśnie wyruszyło tą samą drogą.