Te słowa dobrze pasują do sytuacji na wschodniej granicy. Imigranci są wykorzystywani jako broń humanitarna, więc wymyka się prostej ocenie moralnej, kto jest w tym zwarciu napastnikiem, a kto atakowanym. Na tej płynności oceny żeruje Łukaszenka. Licząc, że to jemu, kryjącemu się cynicznie za imigrantami, światowa opinia publiczna przyzna moralne racje. Obrońcy granicy zostaną natomiast „ rozbrojeni”, zredukowani do kategorii tępych żołdaków czy jak to ich nazwał Władysław Frasyniuk, „śmieci” znęcających się nad bezbronnymi kobietami i dziećmi. Tacy nie mają moralnego prawa nazywać się obrońcami granic.
Napastnik liczy na to, że wiążąc swoją agresję z kwestiami moralnymi, rozmyje w nich swoje prawdziwe zamiary. Czy też znajdzie mało świadomych obrońców po drugiej stronie, dla których wykreowany aspekt moralny będzie stał wyżej niż bezpieczeństwo państwa i obywateli.
Czytaj więcej
Zakaz wstępu na tereny przy Białorusi ma być przedłużony ministerialnym rozporządzeniem. To narus...
Polski rząd popełnił błąd, zbyt niską wagę przywiązując do tego najbardziej perfidnego elementu wojny hybrydowej. Oczywiście Polska nigdy wcześniej nie zetknęła się z taką sytuacją. Całą energię poświęciła obronie granicy. Tak samo w warstwie narracyjnej, podkreślając heroizm naszych służb mundurowych. Oczywiście był to element fundamentalny, wcale to jednak nie oznacza, że aspekt humanitarny powinien zostać pominięty, zarówno w sferze działań, jak i w sferze narracji.
Czy na pewno problemem dla państwa byłoby wpuszczenie wybranych, poważnych organizacji humanitarnych, takich jak Polski Czerwony Krzyż czy Caritas, a zarazem odcięcie tych, które definiują problem na granicy ideologicznie, niszcząc graniczne płoty, aby zamanifestować swoje przekonania? Zaszwankowała też płaszczyzna narracyjna. W efekcie medialny przekaz humanitarny zdominowali zideologizowani aktywiści.