- Pani Magdo! Chcą zabrać mój grunt pod drogę! – krzyczał Piotr od momentu, gdy tylko wszedł do naszego biura. - Mam już tego dosyć, ciągle problemy, nikt się mnie o nic nie pyta tylko zabiera i już! Proszę, musi mi pani pomóc!
- Proszę się uspokoić, nerwy tu nic nie pomogą, niech pan spróbuje po kolei opowiedzieć o co chodzi. Zastanowimy się jak dalej działać – próbowałam wydostać ze zdenerwowanego Piotra jakieś fakty.
- Państwo chce zabrać mój grunt pod drogę – zaczął trochę spokojniej. – Czy ja muszę ten grunt oddawać? Przecież miałem inne plany, chciałem tam pobudować budynki, wynająć je potem… To nie jest sprawiedliwe, przebieg drogi powinno się ustalać z właścicielem. No i odszkodowanie! Co z tym odszkodowaniem? Ile ja właściwie za tę moją nieruchomość dostanę pieniędzy? Czy ktoś będzie to ze mną negocjował, tak jak przy normalnej sprzedaży?
No tak, rzeczywiście jest problem i to niejeden – pomyślałam, bo wiem jak skomplikowane są zasady wywłaszczania prywatnych nieruchomości pod publiczne drogi. I to zarówno od strony przepisów pozwalających państwu na przejęcie gruntów, ale również z punktu widzenia ustalenia słusznego odszkodowania dla właścicieli tracących, praktycznie z dnia na dzień, swoje grunty na cele drogowe. W dodatku zazwyczaj nikt nie chce z tymi osobami rozmawiać na ten temat. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od sedna.
- Sam pan przyzna, że podróżowanie po naszych drogach jest nieprzyjemne i często ryzykowane, a do tego zabiera dużo czasu. Wszyscy chcielibyśmy jeździć szybkimi autostradami. Zastanówmy się zatem, co ważniejsze: upragnione drogi i autostrady, czyli interes publiczny, czy też interes Kowalskiego, któremu państwo zabiera nieruchomość lub jej część?