Finansowanie szpitali i ich zadłużenie to niekończąca się historia. Sprawa jest bardzo poważna, bo już 29 maja przestanie obowiązywać przepis zobowiązujący samorządy terytorialne do pokrycia strat finansowych szpitali. To skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził m.in., że zła sytuacja finansowa szpitali to efekt złej wyceny świadczeń i zbyt małych kwot, jakie szpitale otrzymują z Narodowego Funduszu Zdrowia.
Brak podstawy prawnej do finansowania zadłużonych szpitali to jeszcze nie wszystko. Samorządowcy będą mogli domagać się od Skarbu Państwa zwrotu pieniędzy, które wyłożyli na spłatę długów szpitali. Może chodzić nawet o dziesiątki milionów złotych.
Ministerstwo Zdrowia miało półtora roku, by przygotować przepisy, które umożliwiłyby szpitalom wychodzenie z długów. Były jednak ważniejsze sprawy – pandemia. Ale skoro nie było czasu na wypracowanie rozwiązań, by wspomóc samorządy, to dlaczego rząd bardzo szybko potrafił stworzyć przy okazji Krajowego Planu Odbudowy koncepcję restrukturyzacji szpitali? Wychodzi więc na to, że jednak w czasie walki z pandemią można było coś zrobić. Szkoda tylko, że zaproponowany pomysł na restrukturyzację przemilcza, jakie kwoty do tej pory samorządy wydały na te długi.
Ponadto, zgodnie z tym pomysłem, władze lokalne zostałyby wywłaszczone ze szpitali i pozbawione nad nimi jakiejkolwiek kontroli. Czyli sytuacja wygląda tak: samorządy przez lata pokrywały zadłużenie szpitali wynikające ze zbyt niskiej wyceny świadczeń medycznych, a teraz rząd w swojej wspaniałomyślności zdejmie z nich ten ciężar, przejmując poszczególne placówki.
I wszyscy jakby nigdy nic zapomną o ogromnych kwotach wydanych z samorządowych budżetów.