Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 24 listopada 2010 r. rozstrzygnął konstytucyjność traktatu z Lizbony (K 32/09) i ta sprawa słusznie przykuwa uwagę przede wszystkim z tego powodu. Nieco zapomniane pozostaje natomiast rozstrzygnięcie incydentalne o częściowym umorzeniu postępowania z powodu wyjścia przedstawiciela posłów z sali rozpraw. Jego nieobecność uniemożliwiła dalsze prowadzenie rozprawy. Rozstrzygnięcie to wychodzi poza konkretną sprawę. Stało się przekazem pod adresem wszystkich polityków, którzy chcieliby instrumentalnie wykorzystywać salę sądową do swoich politycznych celów.
Polityk w sądzie konstytucyjnym
W sali sądowej nie ma miejsca na polityczne manifestacje. Każdy musi grać według reguł albo zaakceptować, że brak ich poszanowania będzie wiązał się z negatywnymi konsekwencjami.
Sala sądowa nie jest salą parlamentarną. Ma to szczególne znaczenie w świetle postępującej degrengolady parlamentów i procesu politycznego, który jest więźniem krótkotrwałych kompromisów i zdominowany interesem partykularnym. W imię doraźnych celów politycznych parlamenty są gotowe uchwalać wszystko i za każdą cenę. W konsekwencji zamiast forum debaty nad interesem wspólnym, parlamenty coraz częściej stają się areną żenujących sporów i eskalacji agresji, które utwierdzają elektorat, że kompromis w sprawach ważnych dla wspólnoty przestaje się liczyć. Ważny jest jedynie interes partyjny, krótkoterminowy awans w sondażach czy pięciominutowe zaistnienie w telewizji. Sala parlamentarna staje się parodią dyskursu. Ważne jest wyłącznie to, jak się mówi, a nie co.
Poziom debaty przyczynia się do alienacji opinii publicznej i wzmacnia przekonanie, że prawo ma charakter fasadowy, a pozytywna zmiana na lepsze przez prawo stanowione nie jest możliwa. W konsekwencji teza o "oświeconym prawodawcy politycznym", który przestrzega pewnych zasad bazowych jest mitem: skazany na pokusy władzy i walkę o nią nie zawsze myśli o fundamentach systemu. Zamiast go wzmacniać, szuka sposobów na maksymalne wykorzystanie jego niedoskonałości. W tej sytuacji nie dziwi, że sądy konstytucyjne coraz częściej są postrzegane jako alternatywa wobec parlamentów niezdolnych do rozwiązywania skomplikowanych i różnorodnych problemów generowanych codziennie przez otaczającą rzeczywistość. Podczas gdy politycy się targują, sędziowie rozumują, co powoduje, że sala sądowa staje się prawdziwym "forum zasady". Od sądu oczekujemy, że rozstrzygnie o rzeczywistych problemach w sposób fachowy, na podstawie argumentów i po wysłuchaniu wszystkich zainteresowanych. Sędziowski obowiązek zbudowania spójnego rozumowania oznacza, że sędzia nie może podjąć żadnego działania, jeżeli nie jest w stanie skonstruować uzasadnienia w świetle elementów normatywnych.
Nie oznacza to, że sędziowie są z zasady bardziej racjonalni czy intelektualnie sprawniejsi w przekonywaniu do swoich racji. Nie ma też żadnej gwarancji, że wybrane zasady będą tymi prawidłowymi i że będą stosowane w sposób spójny i przewidywalny. Znaczenie ma fakt, że etos sędziowski wymaga, aby przynajmniej podjęli próbę osiągnięcia takiego optymalnego wyboru i to ma ich odróżniać od politycznego prawodawcy.