A państwo nie zwalniali?
JP: Nie, podjęliśmy wtedy decyzję, że nie będziemy ciąć kosztów w ten sposób. Choć trzeba było trochę zacisnąć pasa, nasi koledzy to rozumieli i docenili fakt, że zależy nam na tym, abyśmy jako zespół przetrwali.
Co jest najważniejsze w działaniu w kryzysie?
KZ: Elastyczne reagowanie na potrzeby rynku. To zresztą recepta nie tylko na kryzys. Zdarza się, że rynek weryfikuje nasze założenia, np. nie chcieliśmy wchodzić w bezpośrednią konkurencję z wielką czwórką, a po latach uruchomiliśmy jednak praktykę podatkową, bo takie było zapotrzebowanie.
JP: Na pewno wszyscy szukają pola ekspansji. Poza podatkami rozwijaliśmy ostatnio praktykę infrastrukturalno-energetyczną i to był strzał w dziesiątkę. Tak samo jak wymyślony w naszej – kwitnącej skądinąd – praktyce farmaceutycznej program dla aptek, uruchomiony, kiedy weszła w życie ustawa refundacyjna.
KZ: Warto dodać, że Marcin Matczak, lider naszej praktyki farmaceutycznej, mimo ogromu zajęć, zdołał też zrobić habilitację.
W jakim kierunku zmierza rynek usług prawnych?
KZ: Klient oczekuje, że będziemy znali jego branżę. To, że mamy odpowiednie kompetencje, traktuje jako oczywistość.
GD: Jestem przewodniczącym składu arbitrażowego, który rozstrzyga największy spór polsko-ukraiński, dotyczący koksowni. Musiałem się więc nauczyć procesu produkcji koksu suchego!
Martwi mnie, że u młodych prawników zaczynają dominować umiejętności techniczne. Znają się na tych excelach, a z prawem kiepsko...
KZ: Trendem jest też dehumanizacja relacji klient – kancelaria. Stają się one typowo instytucjonalne, a nie ludzkie. Kupują nas działy zakupów, nawet w formie aukcji internetowych.
Czy to prawda, że na rynku usług prawnych pojawia się korupcja – w zamian za zlecenie trzeba oddać zleceniodawcy część wynagrodzenia?
KZ: Niestety, też coraz częściej o tym słyszymy. To już nie jest proceder charakterystyczny tylko dla innych branż.
Czy państwo też otrzymali taką propozycję?
KZ: Wprost nie. Ale zdarzają się komentarze typu „Takich kancelarii jak wasza, to my mamy do wyboru na pęczki – proszę mnie zmotywować". Pojawiają się też różni pośrednicy.
Zewsząd słyszę narzekania, że kancelariom jest teraz dużo trudniej. Jakoś w tabelach przychodów naszego rankingu tego nie widać.
KZ: Wynika to z tego, że dużo się dzieje, jest sporo transakcji. Ale jeśli spojrzymy na spadające stawki, to po prostu dużo bardziej trzeba się napracować. Kiedyś mieliśmy o wiele więcej stałych klientów – teraz pracujemy częściej od projektu do projektu. Więcej czasu trzeba więc też poświęcić na pozyskanie zleceń.
Czy z powodu spadających stawek może się jeszcze bardziej rozwinąć outsourcing pracy?
KZ: Tak, w innych regionach Polski często zatrudnia się prawników, którzy za jedną trzecią stawki warszawskiej z powodzeniem wykonują tę samą pracę.
Jakie transakcje były w panów praktyce zawodowej najważniejsze?
JP: Siłą rzeczy o ostatnich czy bieżących mówić nie będziemy. Bardzo pouczający był spór w sprawie PTC – wiele naprawdę ciekawych problemów prawnych.
KZ: I fuzja BRE – Handlowy, pierwsza taka transakcja, jeśli chodzi o gigantów na rynku finansowym. Nie doszła jednak do skutku, a my omal nie zawiśliśmy na suchej gałęzi.
Dlaczego?
KZ: W gazecie ukazał się news na temat tej fuzji i podejrzewano nas o przeciek! Rzecz jasna, nie pochodził od nas, a w artykule była na szczęście informacja, której jako kancelaria nie znaliśmy. Bo ze względów bezpieczeństwa nie chcieliśmy jej znać.
JP: Ciekawe z zawodowego punktu widzenia były też te różne wojny wokół PZU.
Czyli nie było większej rozróby bez was...
JP: To fakt.
GD: Ciekawe były też arbitraże inwestycyjne wytoczone Polsce.
KZ: I parę drobniejszych, ale głośnych spraw, jak choćby łódka Bols.
Wymyślili panowie „łódkę"?!
KZ: Żaden z nas trzech. Nasi młodsi koledzy w bardzo bliskiej współpracy z klientem.
GD: I obroniliśmy reklamę „Nie dla idiotów". Co ciekawe, w tym wypadku zarzuty nie dotyczyły wyłącznie nieuczciwej konkurencji, ale i dóbr osobistych. Znaleźli się tacy, którzy uznali, że sieć handlowa zwraca się właśnie do nich...
KZ: Pamiętam też obsługę jednej z pierwszych dużych prywatyzacji na Śląsku – cementownia Górażdże była sprzedawana Belgom. Ktoś w Ministerstwie Skarbu uznał, że trzeba uprzedzić Lecha Wałęsę, ówczesnego prezydenta. Ten podobno stwierdził z ulgą, że nie sprzedajemy Niemcom, i dał zielone światło.
JP: A po sześciu tygodniach firma belgijska została na giełdzie przejęta przez... Niemców.