Reklama

A może sitwa rzeczywiście istnieje... - zastanawia się Tomasz Pietryga, publicysta "Rzeczpospolitej"

Słowa Jarosława Gowina wywołały spore oburzenie w środowisku prawniczym. Padły przecież z ust urzędującego ministra sprawiedliwości. Być może Gowina poniosło, i jako minister powiedział za dużo, narażając się zupełnie niepotrzebnie na ataki. Ale...

Aktualizacja: 22.09.2012 12:00 Publikacja: 21.09.2012 18:25

Tomasz Pietryga, publicysta "Rzeczpospolitej"

Tomasz Pietryga, publicysta "Rzeczpospolitej"

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Figurą retoryczną o „sitwie" wcale nie musiał trafić jak kulą w płot. Nie odnosi się ona raczej do tysięcy sędziów, którzy każdego dnia orzekają w dziesiątkach tysięcy spraw.

Nabiera jednak  znaczenia, jeżeli przyjrzymy się pewnej grupie tego środowiska, tworzącej „sądownictwo pałacowe". Od lat żyje całkiem nieźle  u boku polityków, bez względu na zmieniające się opcje.

Sędziowie pałacowi, czyli delegowani do  resortu sprawiedliwości, okupują  wysokie, często dyrektorskie stołki całymi dekadami. Nieusuwalni  i niezatapialni, bo przez lata perfekcyjnie  nauczyli się słuchać westchnień władzy.

Robota urzędnicza dawno  zabiła w nich  zdolność do orzekania, a przekształcając się w zwykłych, ale wpływowych urzędników, pozostali sędziami  tylko z nazwy. Pozostało im lawirowanie między zmieniającymi się jak w kalejdoskopie  ministrami sprawiedliwości.

To oni tak naprawdę rządzą w resorcie, zapewniając ciągłość jego funkcjonowania.

Reklama
Reklama

To do ich uszu właśnie wpadają westchnienia lokalnych prezesów sądów, których stanowiska zależne są od kolejnego, zmieniającego się ministra sprawiedliwości.

To oni wreszcie po zakończonej, udanej misji w resorcie sprawiedliwości  sami nierzadko zostają prezesami czy wiceprezesami sądów - niejako za zasługi przedłużając sobie urzędnicze kariery.

Pan prezes z Gdańska jest jaskrawym tego przykładem. Tak bardzo przesiąkł pewnym sędziowskim stylem, że bez  trudu przyznał, kto jest jego zwierzchnikiem.

To efekt pewnego wyhodowanego przez system gatunku sędziego, którego najwyższy czas się pozbyć, a moment wydaje się  bardzo odpowiedni.

Figurą retoryczną o „sitwie" wcale nie musiał trafić jak kulą w płot. Nie odnosi się ona raczej do tysięcy sędziów, którzy każdego dnia orzekają w dziesiątkach tysięcy spraw.

Nabiera jednak  znaczenia, jeżeli przyjrzymy się pewnej grupie tego środowiska, tworzącej „sądownictwo pałacowe". Od lat żyje całkiem nieźle  u boku polityków, bez względu na zmieniające się opcje.

Reklama
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Czy minister Żurek idzie na rympał?
Opinie Prawne
Stanisław Szczepaniak: Ratowanie tonącego szpitala to nie znachorstwo
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Matka-Polka, ojciec bezpaństwowiec
Opinie Prawne
Marek Kutarba: Czy prezydent kupuje głosy na koszt naszych dzieci
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Cel uświęca środki, czyli jak wyjść z kryzysu konstytucyjnego
Reklama
Reklama