I wtedy rozpęta się burza. Dlaczego? Eksperci nie mają wątpliwości, że więcej pracodawców zacznie płacić ludziom pod stołem i wzrośnie szara strefa. Czy to poprawi sytuację pracowników? Z pewnością nie.
Jednego ze znajomych, tuż po wyjściu z pracy, czy – jak kto woli – z miejsca wykonywania zlecenia, potrącił na przejściu dla pieszych samochód. Karetka, szpital, długa rehabilitacja. Służba zdrowia nie wystawiła mu rachunku, bo miał umowę oskładkowaną, choć przez wielu nazywaną śmieciową. Ale po zmianach szykowanych przez rząd części pracodawców może już nie być stać nawet na taką formę zatrudnienia. I z powodu troski o zabezpieczenie większość respondentów uczestniczących w sondażu „Rz" wolałaby zarabiać mniej, ale mieć odprowadzane składki do ZUS. Problem polega na tym, że większość je ma. Ale jeśli premier im to znowu obieca, to może liczyć na lepsze wyniki w sondażach przedwyborczych. Zwłaszcza że zdecydowanie za oskładkowaniem wszystkich umów-zleceń i o dzieło jest aż 100 proc. wyborców PSL i i 88 proc. wyborców PO. Co dziwne, ci głosujący na PiS tylko w 67 proc. popierają pomysł premiera. Może zdają sobie sprawę, że Tusk jak ten stryjek zamieni siekierkę na kijek, co gorsza, zapominając o marchewce.
Plaga umów cywilnoprawnych nie wzięła się przecież z nieba. To efekt chęci zmniejszenia kosztów pracy, które w Polsce są wysokie. Kolejne rządy od lat obiecują je zmniejszyć, ale... na razie poza obniżeniem wysokości składki rentowej za rządów PiS nikomu się to nie udało.
A premierowi Tuskowi nie chodzi wcale o dobro osób zatrudnianych. Tak naprawdę naszym kosztem chce załatać dziurę w ZUS. Zapomina, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie. I nawet jeśli dzięki temu zyska trochę w sondażach, to za kilka lat, gdy część wyborców przekona się, że lepsza tzw. umowa śmieciowa niż żadna, straci.
Eksperci: Wszyscy stracą na likwidacji tzw. umów śmieciowych