Minister sprawiedliwości domaga się surowszych kar dyscyplinarnych dla sędziów. Chce nie tylko uderzyć ich po kieszeni i wydłużyć okres przedawnienia wykroczenia dyscyplinarnego do pięciu lat (art. 109 § 1 projektu prawa o ustroju sądów powszechnych). Marek Biernacki nie godzi się także na pobłażanie sędziom wszędzie tam, gdzie ich zachowanie naraziło na szwank dobre imię wymiaru sprawiedliwości.
Miłosierdzie sądu
Szefa resortu zbulwersowało orzeczenie w głośnej gdańskiej sprawie „sędziego na telefon", w którym sąd dyscyplinarny I instancji wykazał rzadko spotykane miłosierdzie i pozbawił sędziego funkcji prezesa sądu , choć i tak już tej funkcji nie pełnił od półtora roku. Nie sam wymiar kary zszokował jednak ministra.
O jeszcze większy ból głowy przyprawiło go bezrefleksyjne uzasadnienie sądu dyscyplinarnego. Zabrakło w nim, zdaniem ministra, nie tylko pogłębionej oceny szkodliwości czynu, ale także jednoznacznego potępienia dla tak rażącego łamania podstawowych standardów wykonywania zawodu sędziego. Bo przecież sędzia z Gdańska stanął przed sądem dyscyplinarnym nie dlatego, że razem z premierem cieszył się na stadionach piłkarskich ze strzelonych bramek. Dziennikarze przyłapali go, jak przekazywał w głośnej sprawie Amber Gold rzekomym pracownikom Kancelarii Premiera niejawne informacje o terminach posiedzeń i „zaufanym" składzie sądu orzekającego. Jak nisko musi upaść autorytet togi, by sądy dyscyplinarne przestały wreszcie bagatelizować szkodliwość takich zachowań?
Oburzenie ministra jest w pełni uzasadnione, a jego argumenty brzmią naprawdę przekonująco. Z pewnością niejedna osoba by się pod nimi podpisała obydwiema rękoma, i to nie tylko z grupy 11 tys. nieszczęśników poszkodowanych przez założycieli fikcyjnej kasy pożyczkowej. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy te pełne zatroskania słowa ministra, wypowiadane w obronie niezawisłości i godności zawodowej sędziów, zestawimy z codziennością naszego wymiaru sprawiedliwości.
Zaczyna rządzić gorsze
Gorzka prawda jest taka, że sąd dyscyplinarny w sprawie sędziego z Gdańska postąpił dokładnie tak, jak funkcjonują na co dzień nasze sądy powszechne. W identycznych też dekoracjach toczy się główne śledztwo w sprawie Amber Gold. Czy ktoś w tym śledztwie mówi o szkodliwości społecznej tej gigantycznej afery finansowej? Czy minister mówi o bagatelizowaniu w tej sprawie podstawowych obowiązków organów państwa? A może ktoś w związku z tak gigantyczną aferą podał się do dymisji? Przecież w centrum Europy powstały fikcyjne linie lotnicze, fikcyjna kasa pożyczkowa, do której setki tysięcy osób w całej Polsce wpłacały swoje życiowe oszczędności. Czy komuś z powodu tego finansowo-prawnego oszustwa spadł włos z głowy? Czy ktoś po dwóch latach poniósł odpowiedzialność karną, cywilną, służbową, jakąkolwiek? Prokuratura co kilka miesięcy występuje jedynie o kolejne przedłużenie śledztwa i do tego wmawia wszystkim, że nie może zakończyć postępowania bez przesłuchania wszystkich pokrzywdzonych.