Eisler: Meldunki były odpowiedzią na braki mieszkaniowe

O handlu meldunkami - w rozmowie dla "Rz" mówi Jerzy Eisler, historyk, IPN

Publikacja: 12.04.2014 03:00

Jerzy Eisler, historyk, IPN

Jerzy Eisler, historyk, IPN

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Handel meldunkami w III RP kwitnie niczym za czasów PRL. ?Po co narzucono obowiązek meldunkowy?

Prof. Jerzy Eisler:

Władza chciała wiedzieć, gdzie w danym momencie przebywa każdy obywatel. To przejaw myślenia totalitarnego, że wszystko można i należy kontrolować. Ale to tylko część prawdy. Meldunki były też odpowiedzią na permanentne braki mieszkaniowe. Tego problemu nie rozwiązaliśmy zresztą do dzisiaj – blisko 70 lat po wojnie wciąż nie uporaliśmy się z konsekwencjami wojennych zniszczeń.

Czy trudno było się przemeldować z miejsca na miejsce?

Największe trudności były w Warszawie. W 1954 roku wprowadzono rozporządzenie, wedle którego zameldowanie w stolicy mogły uzyskać jedynie „osoby niezbędne ze względu na interes publiczny". I o ile do tego momentu Warszawie przybywało 25–35 tys. mieszkańców rocznie, o tyle w roku 1954 przybyło ich zaledwie 2,5 tys. I ta dynamika utrzymała się w zasadzie do końca PRL.

Po co urzędowo zakazano migracji, skoro i tak nie było mieszkań dla nowych mieszkańców?

Pamiętajmy, że Warszawa była koszmarnie zniszczona, a ludzie wciąż mieszkali w domach, które stanowiły poważne zagrożenie budowlane. To naprawdę był ogromny problem. Do tego dodajmy, że w małych lokalach mieszkało po kilka rodzin, więc warunki mieszkaniowe w stolicy były koszmarne. Ograniczenie migracji miało w prosty sposób rozwiązać ten problem.

Co w praktyce oznaczało sformułowanie „osoby niezbędne ze względu na interes publiczny"...

To oczywiście było traktowane instrumentalnie i bardzo elastycznie. Do Warszawy byli ściągani aktorzy, naukowcy, sportowcy, ale także działacze partyjni. Właściwie jedynym sposobem obejścia tego przepisu było zawarcie małżeństwa z osobą już zameldowaną w stolicy. Zawierano więc różnego rodzaju fikcyjne związki. Za określoną kwotę można było znaleźć w Warszawie małżonka potrzebnego do meldunku.

Mieszkano na dziko?

Prawo stanowiło, że nie można dłużej niż trzy dni mieszkać bez meldunku, ale oczywiście wielu mieszkało na tzw. waleta, jak to się wtedy mówiło. Ludzie ci zameldowani byli gdzieś niedaleko Warszawy, np. w Grodzisku Mazowieckim czy Wyszkowie, i oficjalnie codziennie dojeżdżali dwie godziny do pracy – cały czas musieli udawać, że naprawdę tam mieszkają. To był surrealizm, którego dzisiejsza młodzież nie zrozumie. Ale tak samo starsi, jak wyjeżdżali na Zachód, nie potrafili zrozumieć, że tam nie trzeba się meldować przy każdej przeprowadzce. Ludzie przyzwyczajali się do życia w tym nienormalnym świecie i uważali, że to jest świat naturalny...

—rozmawiał Michał Płociński

Rz: Handel meldunkami w III RP kwitnie niczym za czasów PRL. ?Po co narzucono obowiązek meldunkowy?

Prof. Jerzy Eisler:

Pozostało 95% artykułu
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Jak chroni się dane w sądach? Cóż…
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o zabezpieczeniu TK i reakcji komisji ds. Pegasusa: "Pogłębianie chaosu"
Opinie Prawne
Jan Skoumal: Czy obowiązuje nas nowelizacja języka polskiego?
Opinie Prawne
Kazus Szmydta. Wypadek przy pracy sądownictwa administracyjnego czy pytanie o jego sens?
Materiał Promocyjny
CERT Orange Polska: internauci korzystają z naszej wiedzy
Opinie Prawne
Prof. Marek Safjan: Prawo jest jak kostka Rubika
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?