Czytelnicy popularnej literatury skandynawskiej z pewnością zauważyli, że w wielu powieściach pojawiają się zagadnienia opieki socjalnej, szpitalnictwa, stosunku do dzieci, emerytów czy imigrantów. Mimo że większość z tych książek poświęcono materii regulowanej kodeksem karnym, nie ma powodów wątpić, że zainteresowanie szeroko pojętym zabezpieczeniem społecznym jest szczere i najprawdopodobniej osadzone w jakiejś głębszej tradycji. W końcu przejmująco pisze się w Norwegii, Szwecji czy Danii nie od wczoraj. Nie znaczy to wcale, że Skandynawowie są bardziej czuli niż reszta świata. Być może błędne jest wyobrażenie Hansa Christiana Andersena jako dobrotliwie uśmiechniętego starszego pana w stylu pułkownika Sandersa, wrażliwego na niedolę najmłodszych, której zresztą sam doświadczył, i załamującego ręce nad każdą dziewczynką z zapałkami. Ale jeśli ktoś nieobeznany z ornitologią nie wzruszał się losem brzydkiego kaczątka i nie zachwycał finałem baśni, ten chyba w ogóle jej nie zna.