Rzeczpospolita: Podobno marzył pan o lataniu.
Jerzy Pisuliński: Rzeczywiście chciałem być pilotem i studiować na Politechnice Rzeszowskiej. Miałem wujka lotnika, który pilotował samoloty rolnicze. Bardzo mi się to podobało. Byłem dobry z nauk ścisłych. Niestety, zdrowie mi nie pozwoliło. Miałem problemy ze wzrokiem. Nie mogłem zostać zawodowym kierowcą, a co dopiero pilotem. Rodzice doradzili mi prawo. Mój ojciec jest prawnikiem, chociaż wówczas nie wykonywał tego zawodu.
Czy na studiach był pan zadowolony ze swojego wyboru?
Tak, byłem dość dobrym studentem, chociaż na samym początku miałem nieco słabsze oceny. Pamiętam mój egzamin z socjologii prawa. Miałem już do indeksu wpisaną czwórkę, kiedy mój kolega, zdający ze mną, nie odpowiedział na zadane mu pytanie. Pani profesor postanowiła zadać je mnie. Też nie znałem odpowiedzi. Otworzyła więc indeks i obniżyła ocenę.
Obecnie, gdy egzaminuję ustnie, co na Uniwersytecie Jagiellońskim jest rzadkie, nie traktuję w ten sposób studentów. Nie zdarzyło mi się zmienić oceny po zakończeniu egzaminu.