Jego skalę potwierdzają informacje o aktualnych wpływach budżetowych z VAT. Te gwałtownie rosną – po części dzięki programowi 500+, ale przede wszystkim na skutek reformy uszczelniającej system. Tylko w pierwszym półroczu tego roku dochody z VAT zwiększyły się o 30 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Jak wskazują eksperci podatkowi, to wynik rewelacyjny. Co ważne, nie jest on rezultatem kreatywnej księgowości, rolowania wpływów budżetowych czy wstrzymywania zwrotów VAT (obecnie najszybsze od lat), ale mechanizmów, które radykalnie ograniczyły pole działania, a więc i bezkarność oszustów.
Wprowadzenie tzw. odwróconego VAT w niektórych branżach, Jednolity Plik Kontrolny, reforma administracji skarbowej czy zaostrzenie sankcji karnych za wyłudzenia zaczynają przynosić efekty.
Pytanie tylko, dlaczego państwo i kolejne rządy przez ponad dwie dekady (VAT wprowadzono w 1993 r.) nie podjęły żadnych działań, które zahamowałyby kradzież setek miliardów złotych.
Przecież przez długie lata kolejni ministrowie finansów mieli pełną świadomość problemu. Znali skalę wyłudzeń, mechanizmy tzw. przestępstw karuzelowych, a nawet branże, w których dochodziło do kradzieży pieniędzy podatników. Mimo to nie podjęto żadnych systemowych działań, które skutecznie i trwale wyeliminowałyby oszustów, chociaż doświadczenia i metody walki innych państw w walce z rujnującym krajowe budżety zjawiskiem były w zasięgu ręki.
Oprócz indolencji polityków oszuści mieli szczęście do polityki podatkowej. Opierała się ona na urzędniczej wszechwładzy i nieomylności oraz karnych ekspedycjach, które od czasu do czasu rujnowały uczciwie działające firmy. Nikt za to nie widział wielomiliardowych przekrętów na paliwie, węglu, stali, złocie, elektronice i wielu innych produktach, które polubili oszuści.