Antysemicki świat antywartości

Przytłaczająca większość przedwojennych elit wykluczała Żydów z polskiej wspólnoty obywatelskiej. A podczas okupacji żadna z głoszących wcześniej antysemityzm partii się nie wycofała ze swoich założeń – pisze historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego

Aktualizacja: 16.06.2009 14:23 Publikacja: 16.06.2009 14:00

Alina Cała, historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego

Alina Cała, historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Red

Epoka oświecenia i większość XIX w. były okresem względnie zgodnego współżycia między Europejczykami a wyznawcami judaizmu. Ustały prześladowania, które były skutkiem chrześcijańskiego antyjudaizmu prowadzącego do wykształcenia się w średniowieczu przesądnego wizerunku Żyda. Ustały procesy wytaczane pod zarzutem bezczeszczenia hostii czy porywania dzieci na mace.

Antyjudaizm, choć wciąż obowiązywał w oficjalnej wykładni katolicyzmu, przestał być eksponowany w popularnych naukach kościelnych. W poszczególnych krajach Żydzi zdobywali równe prawa i zaczęli uczestniczyć w życiu społeczeństw chrześcijańskich.

[srodtytul] Polak katolik [/srodtytul]

Antysemityzm był reakcją na ten proces. Powstał w latach 60. XIX wieku w Prusach i szybko rozprzestrzenił się na inne kraje Europy Środkowo-Zachodniej i Wschodniej. Na ziemiach polskich ideologia antysemityzmu była zapożyczana zarówno z Zachodu, jak i ze Wschodu, czyli z Imperium Rosyjskiego (a Rosja zapożyczała także z Polski). Pierwocinami antysemityzmu polskiego był tygodnik „Rola” wydawany w latach 1883 – 1913 w Warszawie. Dziennikarze tego pisma w dużej mierze ukształtowali język i symbolikę polskich antysemitów. Działacze Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego przekuli je na program polityczny. Co ciekawe, i wydawca „Roli”, i aktywiści endeccy spotykali się w XIX w. z krytyką ze strony Kościoła katolickiego, który odrzucał teorię darwinizmu społecznego, potępiał rasizm i zasadę egoizmu narodowego. W wydanych w 1874 r. zasadach nauczania pasterskiego kierowanych do kleryków ks. Józef Krukowski stwierdzał, że Żydów nie wolno wykluczać „z obrębu miłości chrześcijańskiej”, i dodawał: „pleban powinien swoich zachęcać do zgody z Żydami, aby budowali przykładem”.

Przed I wojną światową coraz więcej duchownych sympatyzowało jednak z endecją. W 1906 r. ks. Ignacy Kłopotowski założył pismo „Polak katolik”, które nazwał „wybitnie katolickim i antysemickim”. Polski Kościół stawał się coraz bardziej narodowy, wbrew zastrzeżeniom Watykanu i wbrew zaczątkom budowania bardziej otwartego modelu religijności, rodzącego się w kilku krajach Europy Zachodniej. W Polsce międzywojennej hierarchia propagowała wzorzec Polaka katolika, którego wyznacznikiem była nienawiść do Żydów, oskarżanych o dążenie do zniszczenia chrześcijaństwa, demoralizowanie młodzieży, propagowanie ateizmu i bolszewizmu, o pornografię.

Po śmierci Piłsudskiego zarówno obóz narodowy, jak i prasa katolicka wzmogły antyżydowską agitację. Właściwie wszystkie katolickie periodyki, o ile zabierały głos na temat Żydów, to zawsze był to głos nienawistny i antysemicki. Nieliczne periodyki, jak „Verbum”, milczały – żaden nie stanął w obronie ofiar nagonki.

Pseudonim Swastyka O nastawieniu polskiego Kościoła niech świadczy kilka wypisów z prasy konfesyjnej. W założonym z inicjatywy episkopatu Polski „Małym Dzienniku”, wydawanym w klasztorze franciszkanów w Niepokalanowie w nakładzie ponad 200 tys. egzemplarzy, pisano w 1939 r., że Hitler „ma wzory wśród Wielkich papieży, którzy zwalczali złość żydowską, ma on wzory wśród świętych, ma opatrznościowe posłannictwo, by poskromić złość żydowską i uratować ludzkość od żydo-komuny”. Albo takie fałszywe uogólnienia, jak to: „kradzież i fałszywe świadectwo stały się dziś głównym narzędziem działania trzymilionowej rzeszy ludności, wychowanej nie na chrześcijańskich zasadach Ewangelii, ale ponurych mrokach Talmudu, który pozwala kraść i kłamać, jeśli się ma do czynienia z obcym”.

Charakterystyczne były tytuły artykułów, np.: „Rappaport nie może być Rapackim! Maskarada żydowskich muzyków musi być tępiona i zakazana” albo „Oaza palestyńska pod Warszawą. Rozpasanie żydostwa na odcinku Falenica – Otwock” lub ostrzej „Jeżeli nie wypowiemy im walki, żydowski powróz zadusi nas” czy „Żydzi przenoszą tyfus plamisty” i „Żydzi rozsadnikami tyfusu”.

Kardynałowi Kakowskiemu najwyraźniej podobał się ten ton i język, skoro w 224 numerze gazety cieszył się, że spełnia ona „chlubną misję obrony i wzmacniania zdrowia moralnego”. A jak brzmiało chrześcijańskie potępienie „nocy kryształowej”, można się dowiedzieć z wypowiedzi zamieszczonej w „Posłańcu serca Jezusowego” (1939): „Możnaby zrozumieć, gdyby w tym opętaniu nienawiści palono żydowskie banki i domy gier, żydowskie kina i domy publiczne, ale palenie synagog?”.

W piśmie „Pro Christo”, wydawanym przez Zgromadzenie Księży Marianów na warszawskich Bielanach, ks. Marian Wiśniewski pisał: „Żydzi jako naród bogobójczy, największym w świecie szaleństwem i zbrodnią skalany, w większej też mierze niż chrześcijanie, a nawet poganie według prawa natury żyjący, zostali zaślepieni i skażeni, a zatem jako rozsadnik zła od współżycia z innymi narodami mają być usunięci i ściśle odgrodzeni”. Albo takie nauki tegoż kapłana: „walka i dochodzenie swoich słusznych praw w niczym ani religii chrześcijańskiej, ani takiejże miłości bliźniego nie są przeciwne i skrupułów pod tym względem broniący się przed Żydami Aryjczycy robić sobie nie powinni”.

W 1934 r. autor o wymownym pseudonimie Swastyka pisał na łamach „Pro Christo”: „w Polsce rdzennym Aryjczykiem może być ten, kto może udowodnić, że przynajmniej od pięciu pokoleń nie było w jego rodzie osoby rasy żydowskiej”, a ks. Wiśniewski dodawał: „Zwalczać was będziemy rasowo, ale nie dlatego, żeście rasą semicką, lecz dlatego, żeście zwyrodniałym odpryskiem tej rasy, zarażającym nasz organizm”.

Ks. Witold Gronkowski w tak szacownym organie jakim było „Ateneum Kapłańskie” posunął się do podważenia teologicznego sensu sakramentu chrztu, gdy dowodził, że Żydzi ochrzczeni nie przestają być członkami narodu żydowskiego i rasy żydowskiej, bowiem liczą się nie względy religijne, lecz uczucia patriotyczne i stosunek do państwa, zaś sakrament „nie jest zdolny przekształcić krwi, koloru skóry, cech rasowych tego osobnika, który go przyjmuje”. Ks. Franciszek Błotnicki w 1939 r. dowodził na łamach „Gazety Kościelnej”, że „pomiędzy Aryjczykami a żydami istnieje przepaść duchowa (moralna i umysłowa) a nawet fizyczna (...) Istnieje coś fizycznego, coś, co nas od żydów odtrąca, jak np. białego od murzyna, których dzieli nie tylko kolor skóry, lecz i odmienny zapach”.

W kierowanej do katolickiej inteligencji „Kulturze” można było przeczytać: „Żydzi są pasożytami. Istotnie nasz emocjonalny stosunek do nich jest bardzo podobny do stanowiska, jakie zajmujemy wobec pchły czy pluskwy. Zabić, zniszczyć, pozbyć się. Pasożyt obchodzi mnie o tyle tylko, że mi przeszkadza”. Trudno było nie czuć nienawiści do Żydów po przeczytaniu takich wypowiedzi, podpartych autorytetem Kościoła[1].

[srodtytul] Nawet 70 ofiar [/srodtytul]

Zmasowana agitacja antysemicka przyczyniła się do wybuchu przemocy. Jolanta Żyndul w dobrze udokumentowanej pracy „Zajścia antyżydowskie w Polsce w latach 1935 – 1937” wymieniła ponad 100 miejscowości, w których wybuchły antyżydowskie rozruchy, między innymi w Odrzywole w powiecie opoczyńskim (20 i 27 listopada 1935 r.), gdzie zabito pięć osób, Mińsku Mazowieckim (1 – 4 czerwca1936 r.) oraz okolicznych Mrozach, Kołbieli, Dobrem, a ponadto w Przytyku (9 marca 1936 r.), w którym wśród ofiar był polski chłop zastrzelony przez żydowską samoobronę oraz małżeństwo żydowskie. W procesie sądowym skazano członków samoobrony, ale zabójcy małżeństwa zostali uniewinnieni.

W tym samym czasie bojówki Stronnictwa Narodowego i ONR napadały na żydowskich przechodniów, lżąc ich, bijąc lub (w kilku przypadkach) oblewając kwasem żrącym. W Warszawie i Łodzi w pierwszej połowie 1936 r. doszło do 236 takich napaści i pobić. Inną wygodną (bo trudno wykrywalną i niewymagającą siły ani odwagi) formą przemocy był wandalizm, zarówno spontaniczny, jak i organizowany przez narodowców. Polegał głównie na wybijaniu szyb w sklepach, domach i instytucjach żydowskich. W białostockim policja notowała kwartalnie ok. tysiąca wybitych szyb.[2]

W pogromach ponad 2 tys. ludzi zostało rannych lub poturbowanych, a ich mienie zrabowane lub zniszczone. Nie wiadomo dokładnie, ile osób zginęło, Jolanta Żyndul skłania się do liczby 17 ofiar śmiertelnych, ale przytacza inne źródła, które mówią o 25 a nawet 70 ofiarach. Niektóre zachowania uczestników pogromów stały się wzorem dla podobnych zachowań w czasie okupacji. Chłopi udający się pustymi wozami, by szabrować mienie pozostałe po wysiedlanych, działali z chciwości uwolnionej przez nazistów, ale zarazem powtarzali wzór zachowań, który pojawił się podczas niektórych pogromów lat 1935 – 1937. Gdyby nie tamte ekscesy, to żerowanie na cudzym nieszczęściu może byłoby bardziej wstydliwe.

W późnych latach 30. wszystkie partie prawicowe oraz większość centroprawicowych włączyło antysemityzm do swoich programów. Także władze państwa uznały, że ludność żydowska szkodzi Polsce i opowiedziały się za projektem masowej jej emigracji, którą wspierać miały dyskryminacje i ograniczenia ekonomiczne. ONR domagał się, by Żydów pozbawić obywatelstwa, zarekwirować majątki, przesiedlić do gett. Pragnął zmusić ich do emigracji za pomocą szykan ekonomicznych i przemocy, a ponadto żądał, by „emigrację” (właściwsze by tu było słowo „deportacja”) finansowały organizacje żydowskie.

Przytłaczająca większość politycznych elit wykluczyła Żydów ze wspólnoty narodowej i obywatelskiej. Podczas okupacji żadna z tych partii nie wycofała się ze swoich założeń programowych, a rząd w Londynie zrobił to z oporami, na skutek nacisków ze strony Anglików. Stronnictwo Pracy, formacja chadecka, założona m.in. przez Władysława Sikorskiego w czasie okupacji postulowała usunięcie z Polski wszystkich młodych Żydów, którzy przetrwają zagładę. Starzy mieli pozostać, ale pozbawieni obywatelstwa, odsunięci od urzędów, służby w wojsku oraz możliwości produkcji dóbr materialnych i kulturalnych poza własnym środowiskiem – był to zatem wariant programu totalitarnej prawicy spod znaku ONR[3].

[srodtytul] Schemat „żydokomuny” [/srodtytul]

Narodowe Siły Zbrojne stworzone przez działaczy ONR i SN dokonywały zabójstw ukrywających się Żydów, bowiem utożsamiły ich z „bolszewikami” i uważały za wrogów takich samych jak Niemcy. Tym faktom nie zaprzeczają nawet apologetycy NSZ, jak Marek Jan Chodakiewicz w książce „Narodowe Siły Zbrojne. »Ząb« przeciw dwu wrogom”, który o tych zbrodniach wspomina, choć próbuje je usprawiedliwiać. Przed powstaniem warszawskim, na wiosnę 1944 r., współpracujący z Delegaturą Rządu wywiad NSZ na liście domniemanych „komunistów, żydofilów i masonów” przeznaczonych do „likwidacji” umieścił działaczy „Żegoty”, w tym Irenę Sendlerową. Związany z przedwojennym ONR Odział Chrobrego wymordował 11.09.1944 r. kilkanaścioro ukrywających się Żydów, w tym dzieci i kobiety (które przed śmiercią zgwałcono).

Generał Stefan Grot-Rowecki wprawdzie w lutym 1943 r. rozesłał rozkaz do komendantów okręgowych AK nakazujący udzielanie pomocy Żydom walczącym w gettach oraz zezwalający na tworzenie żydowskich oddziałów leśnych, ale tylko „spośród nastawionego patriotycznie elementu” – zaliczył do niego bundowców i syjonistów. Jednocześnie zabronił użycia tych oddziałów w walkach.

O incydentach mordowania ukrywających się przez oddziały AK można przeczytać w książce wydanej przez IPN „Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką”. Komendant Okręgu Białostockiego AK, pułkownik Władysław Liniarski „Mścisław”, w lipcu 1943 r. wydał rozkaz, by podległe mu jednostki „likwidowały” ukrywających się w lasach Żydów, których określił mianem „band komunistyczno-żydowskich”.

Adam Puławski, autor artykułu „Postrzeganie żydowskich oddziałów partyzanckich przez Armię Krajową i Delegaturę Rządu na Kraj” („Pamięć i Sprawiedliwość” 2003, nr 2), po przeanalizowaniu raportów Komendy Głównej AK i Delegatury Rządu, a także sprawozdań dowództwa Okręgu Lubelskiego AK, podsumował: „Sposób myślenia był więc następujący: Żydzi mieli prawo ukrywać się, ale nie mogli z tego powodu stosować „bandyckich” metod zdobywania środków na przetrwanie (…) W dokumentach brak jest rozważań o możliwości wystosowania apelu o powszechną pomoc dla Żydów (…) Podobnie było w kwestii utożsamiania przez AK żydowskich partyzantów z komunistami – a przecież partyzanci żydowscy wstępowali lub przyłączali się do oddziałów komunistycznych nie dlatego, że ulegali ideologii, ale chcąc ratować życie; nie mieli innego wyjścia, nie byli bowiem przyjmowani do oddziałów akowskich”.

Charakterystyczna dla poglądów władz państwa podziemnego była depesza Grota-Roweckiego do Londynu (grudzień 1942 r.), w której tłumaczył obiekcje w sprawie dozbrojenia Żydowskiej Organizacji Bojowej: „Żydzi poniewczasie z różnych grupek, również komuniści, zgłaszają się do nas po broń, tak jakbyśmy mieli pełne magazyny. Tytułem próby wydałem trochę pistoletów, nie mam pewności, czy w ogóle tę broń użyją”.

Jeszcze bardziej bezdusznie brzmiała opinia przedstawiciela policyjnego kontrwywiadu w Warszawie por. Bolesława Nanowskiego „Zadora” (11 lutego 1943 r.): „Nie można liczyć na taki opór Żydów, dla którego warto by było dawać im broń. Straty Niemców nie wyrównają wartości broni, a opór Żydów nie zasłuży nawet na zaszczytną wzmiankę o honorze polskich Żydów”. W konspiracyjnym organie Stronnictwa Demokratycznego i AK „Nowy Dzień” (26 lipca 1943 r.) zagładę getta nazwano „żydowskim kontredansem”.

Wciąż żywy stereotyp rzekomo powszechnej kolaboracji Żydów z sowieckim okupantem służył w czasie okupacji usprawiedliwianiu denuncjacji, mordowania lub rabunku mienia. Trzech autorów, Krzysztof Jasiewicz („Pierwsi po diable. Elity sowieckie w okupowanej Polsce 1939 – 1941”), Jan Tomasz Gross („Upiorna dekada”) i Andrzej Żbikowski („U genezy Jedwabnego”) zadali sobie trud, by sprawdzić prawdziwość tego stwierdzenia. Mozolnie wyliczyli, ilu polskich i radzieckich Żydów pracowało w sowieckiej administracji, aparacie przemocy, ochotniczych milicjach itp. na terenach okupowanych przez ZSRR, zaprzeczając stereotypowi.

Żbikowski zauważył, że we władzach samorządowych miast kresowych nastąpił spadek liczby Żydów w porównaniu ze stanem przedwojennym. Niewielu Żydów przyjmowano do struktur siłowych, a wywózki dotykały Żydów w proporcjonalnie większym stopniu niż pozostałą ludność, zwłaszcza w 1941 r.

Przekonanie o witaniu Armii Czerwonej, o powszechnej kolaboracji właśnie Żydów wynikało z zakorzenionego antysemickiego schematu „żydokomuny” eksploatowanego już przed wojną (np. w tygodniku „Rycerz Niepokalanej”), a wzmocnionego zmasowaną propagandą hitlerowską, która właśnie w wątku utożsamienia Żydów z Sowietami okazała się najskuteczniejsza, podczas gdy inne eksploatowane przez okupantów wątki propagandowe były mniej nośne.

[srodtytul] Pomagała lewica [/srodtytul]

Ci, którzy ratowali Żydów (do dnia dzisiejszego 6100 Polaków i Polek zostało uhonorowanych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata), ryzykowali życiem swoim i swoich rodzin przeważnie za sprawą sąsiadów donosicieli[4]. Bywało i tak, że razem z ukrywanymi byli mordowani przez narodową partyzantkę, która nie tylko utożsamiała wszystkich Żydów z „bolszewikami”, ale ratujących uważała za zdrajców narodu.

Ostracyzm społeczny otaczał Sprawiedliwych długo po wojnie, toteż obawiali się ujawnić swoje bohaterskie czyny. Działająca w Żegocie Maria Hochberg-Mariańska, współautorka książki o ocalonych dzieciach żydowskich („Dzieci oskarżają”, 1947 r.), dziwiła się: „Nie wiem, czy jakiś człowiek poza granicami Polski pojmie i zrozumie fakt, że uratowanie życia ściganemu przez zbrodniarza, bezbronnemu dziecku – może okryć kogoś wstydem i hańbą lub narazić na przykrości”.

Michał Borwicz pod koniec lat 40. planował wydanie książki, w której uhonorowani zostaliby Sprawiedliwi. Zrezygnował z tego zamiaru, bowiem wielu ratujących się obawiało ujawnienia swojej tożsamości. Potem długo otaczało ich dwuznaczne milczenie. O trwałości owego ambiwalentnego nastawienia świadczy i to, że po 1989 r. głosami prawicy Sejm dwukrotnie odrzucił wniosek o przyznanie Sprawiedliwym praw kombatanckich. Kościół zainteresował się uhonorowaniem Sprawiedliwych dopiero teraz. Wybrał rodzinę Ulmów, bowiem śmierć kobiety w ciąży pasuje do dyskursu na temat aborcji, w który to dyskurs coraz częściej wplątywany jest Holokaust.

I jeszcze jedna uwaga. Ikoną Sprawiedliwych, w dużej mierze dzięki publikacjom i wystąpieniom Władysława Bartoszewskiego, stała się Zofia Kossak-Szczucka, działaczka katolicka. Bohaterstwo Ireny Sendlerowej długo pozostawało w cieniu. Można zrozumieć intencje Władysława Bartoszewskiego, który był bliskim współpracownikiem Kossak-Szczuckiej i któremu zależało na uwypukleniu roli katolickiej wiary w podjęciu tak ryzykownej decyzji, jaką było pomaganie Żydom.

Nie może to jednak przesłonić faktu, że stosunkowo więcej pomocy udzielały środowiska lewicowe (do których należała Irena Sendlerowa), odrzucające przedwojenny antysemityzm[5]. To w lewicowej partyzantce mogli dalej walczyć ci przywódcy ŻOB, którzy przeżyli powstanie w getcie. Po tej grupie żydowskich powstańców, którzy zostali skierowani do oddziałów AK w lasach kampinoskich – ślad zaginął.

O ratujących nie zapomniały po wojnie organizacje żydowskie. Komisja Pomocy Polakom przy Wydziale Prawnym Centralnego Komitetu Żydów w Polsce opiekowała się tymi Sprawiedliwymi, którzy się do niej zgłaszali. Udzielała im wsparcia finansowego, poszukiwała dla nich pracy, interweniowała, gdy weszli w konflikt z prawem (w jednym przypadku objęła opieką więźnia, wysyłając mu paczki). Skutecznie interweniowała w sprawie aresztowanego za kontakty z WiN syna księdza Antoniego Ptaszka, duchownego Kościoła starokatolickiego w Krakowie. Podjęła jeszcze kilka interwencji, np. w sprawach odmowy prawa do repatriacji przez władze ZSRR.

Rozumiem niedający się ukoić ból pani Marii Fieldorf, ale jeżeli Żydami byli wszyscy, którzy wzięli udział w sądowym mordzie na jej ojcu, to zamordowali go nie dlatego, że byli Żydami – lecz dlatego, że byli przedstawicielami państwa, które akowców zwalczało.

[srodtytul] Likwidatorzy katolicyzmu [/srodtytul]

Refleksja nad moralnym aspektem postaw w czasie okupacji i zagłady Żydów jest niezmiernie ważna. W krajach zachodnich już od dawna toczy się dyskusja nad problemem moralnego spustoszenia, jakie Europie i jej kulturze przyniósł Hitler. Stała się treścią rozpraw filozoficznych, historycznych, socjologicznych, teologicznych, dzieł artystów, a także w dużym stopniu stała się źródłem namysłu polityków nad prawami człowieka. W Polsce jest ona w powijakach, bowiem mogła się narodzić dopiero po 1989 r. Została zapoczątkowana i istnieje w naukach historycznych, a ponadto w ograniczonym obiegu wysokiej kultury (literatura, sztuka, w mniejszym stopniu publicystyka i teatr).

Zastanawiające, że w kraju, w którym się zagłada dokonała – tak nikła jest wiedza o tym fragmencie dziejów. W podręcznikach szkolnych zajmuje zwykle stronę, pół strony. W dawnym obozie zagłady Auschwitz-Birkenau rzadko można spotkać polskie wycieczki. Pokolenie, które wydarzenia te pamięta – odchodzi. Na niewiedzy mógł wykwitnąć martyrologiczny mit heroiczny, w dodatku eksploatowany politycznie zarówno w przeszłości, jak i dziś.

Tymczasem prawda owych tragicznych wydarzeń poprzez nieuświadomione i zawikłane traumy wojenne pokolenia świadków sięga teraźniejszości. Warto się zastanowić, czy ktoś, kto w czasie wojny wraz z kolegami zgwałcił ukrywającą się Żydówkę, po czym skatowaną odtransportował na gestapo, a potem opijał z kolegami swoje czyny – mógł być później dobrym i czułym mężem oraz ojcem?

Zbrodnie Fritzla, które niedawno wstrząsnęły austriackimi i polskimi mediami, miały swoje korzenie w hitleryzmie jego rodziców. W Austrii to zauważono. Związku między „jak się żony nie bije, to jej wątroba gnije”, albo obroną prawa do „klapsów” a kondycją moralną odziedziczoną po okrucieństwach wojny – nie potrafimy dostrzec. Dla naszego dobra warto rozważyć, czy wysoka tolerancja dla przemocy (słownej i fizycznej) w naszym społeczeństwie nie ma swojego źródła właśnie w wojennej przeszłości.

Hitlerowcy zbudowali rzeczywistość antywartości, w którym zachowania przyzwoite były karane, zaś okrucieństwo i podłość – nagradzane. Już dawniej jednak, od zarania antysemickiej agitacji można się doszukać zaczątków przewartościowania systemu wartości, np. gdy usprawiedliwiano przemoc lub drwiono z jej ofiar. Ci, którzy wyłapywali ukrywających się w lasach, uciekinierów z transportów do obozów zagłady lub mordujący zbiegłych więźniów Sobiboru[6], postępowali zgodnie z hitlerowskim prawem, które musieli sobie przyswoić i zaakceptować. W okupacyjnym slangu owo wyłapywanie określane było wyrażaniem „zdawanie Żydów” – tak jak zdawało się płody rolne w przymusowych kontrybucjach[7].

Ten proces internalizacji byłby zapewne wolniejszy, gdyby nie byli przed wojną bombardowani antysemityzmem przez narodowców i Kościół. Co więcej, nachalna agitacja nazistowska nie była skutecznie zwalczana, lecz jeszcze wzmocniona mową nienawiści, która nie znikła całkiem z ambon ani łamów niektórych gazetek podziemnych.

Niektórzy politycy i niektórzy hierarchowie zdają się nie dostrzegać zagrożeń płynących z jątrzącej mowy, niebezpieczeństwa powtórnego odwrócenia wartości. Czytelnicy „Naszego Dziennika” i słuchacze Radia Maryja ulegają tak silnemu wzburzeniu emocji pod wpływem zasłyszanych i przeczytanych tam treści, że w stanie niemal histerii wysyłają listy zaczynające się od słów: „Ty żydowskie ścierwo”, albo kierują do ambasadora Izraela epistoły, takie jak: „Żydowskie bydło! Mam pretensje do Hitlera, że nie wymordował wszystkich Żydów”; „Naszym hasłem na całym świecie teraz jest: BIJ ŻYDA”; „Szewach[8], jak ty jeszcze raz przyjedziesz do Gdańska, to nie ręczę za siebie i moich kolegów”.

Ich stan emocjonalny może świadczyć o gotowości do przemocy. Głośna krytyka takiej pseudokatechezy w niczym nie zagraża ani wierze, ani instytucji Kościoła. Natomiast katolicy, którzy nie protestują przeciwko szczuciu do nienawiści, może są posłusznymi i wiernymi wyznawcami swojej religii, ale w rzeczywistości są likwidatorami katolicyzmu. Odstręczają od niego bowiem tych, którzy zachowali niepodległe sumienie i widzą hipokryzję w całej jej ostrości.

[i] Autorka jest pracownikiem naukowym Żydowskiego Instytutu Historycznego. Specjalizuje się w dziejach antysemityzmu. [/i]

[ramka] [1] O stosunku prasy katolickiej do Żydów i judaizmu – zob. A. Landau-Czajka (1998), „W jednym stali domu: Koncepcje rozwiązania kwestii żydowskiej w publicystyce polskiej 1933-39”, Warszawa; D. Libionka (2002), „Obcy, wrodzy, niebezpieczni: Obraz Żydów i »kwestii żydowskiej« w prasie inteligencji katolickiej lat 1930-tych w Polsce”, „Kwartalnik Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 3 (203).

[2] Zob. równ. S. Rudnicki (1985), „Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza i działalność, Warszawa”; J. Gapys, M.B. Markowski (1999), „Zajścia antyżydowskie w Odrzywole w 1935 r. wyrazem wpływów endecji w woj. kieleckim”, „Biuletyn Kwartalny Radomskiego Towarzystwa Naukowego”, t. 34, z. 1.

[3] A. Friszke (2000), „O kształt niepodległej”, Warszawa, s. 502.

[4] Zob. B. Engelking (2003), „»Szanowny panie gistapo«. Donosy do władz niemieckich w Warszawie i okolicach, 1940-1941”, Warszawa.

[5] O pomaganiu Żydom przez różne środowiska, zob. praca zbiorowa pod redakcją K. Dunin-Wąsowicza (1996), „Społeczeństwo polskie wobec martyrologii i walki Żydów w latach II wojny światowej”, Warszawa.

[6] Zob. A. Żbikowski (2004), „Krótka historia stosunków polsko-żydowskich we wsi Grądy Woniecko w r. 1942”, [w:] K. Jasiewicz (red.), „Świat niepożegnany”, s. 744 – 757; B. Engelking, J. Leociak, D. Libionka (red., 2007), „Prowincja noc. Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim”, Warszawa; D. Libionka (red.), „Akcja Reinhardt. Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie”, Warszawa.

[7] To określenie funkcjonuje do dziś – zob. J. Tokarska-Bakir (2008), „Legendy krwi”, Warszawa.

[8] Chodzi tu o ambasadora Izraela w Polsce w latach 1999 – 2003, Szewacha Weissa. [/ramka]

Epoka oświecenia i większość XIX w. były okresem względnie zgodnego współżycia między Europejczykami a wyznawcami judaizmu. Ustały prześladowania, które były skutkiem chrześcijańskiego antyjudaizmu prowadzącego do wykształcenia się w średniowieczu przesądnego wizerunku Żyda. Ustały procesy wytaczane pod zarzutem bezczeszczenia hostii czy porywania dzieci na mace.

Antyjudaizm, choć wciąż obowiązywał w oficjalnej wykładni katolicyzmu, przestał być eksponowany w popularnych naukach kościelnych. W poszczególnych krajach Żydzi zdobywali równe prawa i zaczęli uczestniczyć w życiu społeczeństw chrześcijańskich.

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?