Wśród europejskich przywódców trudno znaleźć takiego, którego legitymizacja zostałaby ostatnio równie brutalnie podważona, co Emmanuela Macrona; nie minął przecież nawet miesiąc od klęski jego partii, La République En Marche w wyborach regionalnych. I nie ma chyba też daty, która w sposób symboliczny tak bardzo by się gryzła z ograniczeniami praw i wolności obywatelskich, jak 14 lipca – święto wolności, równości i braterstwa.

Dlatego właśnie trudno się oprzeć wrażeniu, że prezydent Francji jest najbardziej przebiegłym agentem wpływu rosnących na całym kontynencie w siłę ruchów wolnościowych, prawdziwym Konradem Wallenrodem antysanitaryzmu. Nie mógł przecież nie wiedzieć, z jaką reakcją spotka się wygłoszone przez niego przed tygodniem orędzie do narodu, zapowiedź drastycznego ograniczenia praw i wolności osób niezaszczepionych. Nie zapomniał, że jest przywódcą ojczyzny ruchu żółtych kamizelek. Nie jest przecież na tyle naiwny, żeby myśleć, iż pożar przytłumiony na kilkanaście miesięcy przez pandemię nie czeka tylko na to, by wybuchnąć ze zdwojoną siłą. I doskonale zdaje sobie sprawę, czego żółta kamizelka jest symbolem. Że zakładają ją ci, którzy czują, że są wyrzuceni na pobocze wspólnoty. Osamotnieni pośród pędzących aut turbokapitalizmu, narażeni na potrącenie przez coraz bardziej obce im, obojętne na ich los państwo.

Macron jest też przecież na bieżąco zarówno z listami otwartymi kolejnych wysokich wojskowych, ostrzegających przed wybuchem wojny domowej, jak i z sondażami opinii publicznej, które pokazują, że coraz więcej jego rodaków przyjęłoby zamach stanu z radością i ulgą. Prezydent Francji, któremu zdarzało porównywać się z Napoleonem Bonaparte, musi być na tyle przebiegłym strategiem i domyślić się, że obrazki z wielotysięcznych demonstracji przelewających się przez jego kraj w ostatnich dniach obiegną inne europejskie kraje. I sprawią, że ich przywódcy trzy razy się zastanowią przed wprowadzeniem sanitaryzmu w postaci lansowanej przez Macrona.

Prezydent V Republiki wszystko to wie i jest Emmanuelem Wallenrodem. A jeśli jakimś cudem jest inaczej, to jedyny przydomek, na jaki zasługuje, to Emmanuel – excusez le mot – Niemądry.