Nowym właścicielem klubu został Michał Kołakowski, niewiele starszy od 23-letniego Dominika Midaka, od którego odkupił akcje. Midakowi ojciec kupił klub, jak zabawkę. Syn nie wiedział, co z nią zrobić, i w ciągu kilku miesięcy doprowadził Arkę do upadku.
Z informacji o nowym właścicielu najważniejsza jest ta, że to syn Jarosława Kołakowskiego, ważnej postaci na piłkarskim rynku w Polsce. Był on dziennikarzem sportowym, rzecznikiem prasowym PZPN, lobbował na rzecz budowy Stadionu Narodowego na Białołęce, a od kilkunastu lat ma agencję menedżerską zajmującą się transferami zawodników. Przeprowadził wiele transakcji, jego najbardziej znanym dziś podopiecznym jest Kamil Glik.
Kołakowski junior już powiedział, że będzie korzystał z wiedzy ojca, a to nie wróży najlepiej. Wszystkie podobne przypadki kończyły się w polskim futbolu źle. Antoni Ptak mianował syna Dawida menedżerem Pogoni Szczecin i wspólnie ją rozłożyli. Dawid kupował hurtem Brazylijczyków, których zobaczył na atlantyckiej plaży, i razem z ojcem stworzył jedyny całkowicie brazylijski zespół poza Brazylią. To się nie mogło udać. Adam Mandziara, nim został menedżerem i prezesem Lechii Gdańsk, uczył się od ojca – piłkarza Szombierek i trenera GKS Tychy. Klub jest fatalnie zarządzany, a prezes rozbija drużynę, która przed rokiem zdobyła Puchar Polski. W Zawiszy Bydgoszcz Radosław Osuch był prezesem, ale nieformalnie nadal menedżerem, promującym własnych zawodników. W Polonii Warszawa prezes Jerzy Engel zatrudnił syna w roli dyrektora sportowego. Długo to nie trwało.
Agent piłkarski przy pomocy skautów szuka zawodników, a potem obraca nimi jak towarem. Tak dzieje się na całym świecie. Jest jak komiwojażer, który swój towar zachwala, wpycha go do klubów, przekonując ich właścicieli, prezesów, dyrektorów sportowych i trenerów, że robią złoty interes. To jest pole do popisu, ale i korupcji. Sprawny menedżer najpierw załatwi pracę trenerowi, a potem każe mu wstawiać na mecze wskazanych graczy. Dobrze wiadomo, którzy trenerzy są związani z którymi menedżerami.
Historia polskiej piłki ostatnich 30 lat pełna jest takich przypadków. Agent zawodnika, niewątpliwie potrzebny jako pierwsza pomoc dla często zagubionego i niedouczonego gracza, to jednocześnie synonim lewych interesów, pieniędzy pod stołem, chorych układów. On może piłkarzowi pomóc, ale i wykorzystać jego niewiedzę. Jeśli właścicielem klubu zostaje ktoś z tej branży, od razu rodzą się podejrzenia co do czystości jego intencji. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Kołakowscy kupili Arkę tylko po to, żeby ją dokapitalizować, a po jakimś czasie z zyskiem sprzedać. Do tej pory Jarosław Kołakowski dostarczał kwiaty, teraz kupił kwiaciarnię i może wszystko. To jest tylko interes, serca w tym nie ma. Prawo też nie zostało złamane.