Dziś – latem 2010 – idei IV RP prawie nikt nie broni. Z różnych powodów porzucili ją prominentni zwolennicy. Tej idei warto się jednak przyjrzeć. Wypada zacząć od pytania o esencję III RP. Czy był to (jest!) „naturalny” system odpowiadający standardom współczesnych państw demokratycznych, jak zawsze utrzymywali jej zwolennicy, czy system – w znacznej mierze – patologiczny, ukształtowany przez elity, które porzuciły ideę rewolucji solidarnościowej – jak twierdzą kontestatorzy. Odpowiedź niekoniecznie musi być kategoryczna. Ale trudno w tym sporze nie zająć wyraźnego stanowiska.
Adam Michnik (obok Aleksandra Kwaśniewskiego najbardziej znany piewca dokonań transformacji) powiedział kiedyś, że w ciągu minionych 300 lat Polska nie doświadczyła przemian równie korzystnych jak te ostatnie. Ta konkluzja ignoruje kontekst uwarunkowań historycznych. Cóż mogła zrobić Polska w obliczu agresji hitlerowsko-sowieckiej? Właściwie nic. Natomiast po 1990 roku na jakiś sukces byliśmy skazani.
[srodtytul]Elity ponad podziałami[/srodtytul]
Ale odesłanie komunizmu do lamusa historii było wielką sprawą, warunkiem koniecznym wszystkiego. W Polsce nie powstało jednak Królestwo Boże, tylko realny system, który mamy prawo oceniać. Generalne cechy tego systemu zasługują na afirmację: demokracja przedstawicielska, rynek, prywatna własność, suwerenność. Ale każda z tych cech ma konkretny kształt, który nadaje całemu systemowi cechy szczególne. Nieraz niepokojące.
[wyimek]Program IV RP uległ skarleniu i patologizacji, zyskał twarz Leppera z chytrym uśmieszkiem politycznego chuligana. Na to czekali ci, którzy byli fundamentalnie przeciwni IV RP[/wyimek]