Demokracja w codziennym użyciu tego słowa przestała być systemem ustrojowym organizującym społeczeństwo, a stała się bytem symbolicznym. Bytem, który jest bezwzględnie dobry, któremu należy składać werbalne hołdy, ale którego nie należy traktować zbyt poważnie. Stworzenie formalnych przesłanek demokracji zwalnia nas z obowiązku dbałości o cele, którym demokracja ma służyć.
[srodtytul]Czego nie ma w mediach[/srodtytul]
Kaczyński nie był na zaprzysiężeniu prezydenta. Olaboga… Ale że Senat przystępował do debaty nad ustawą o radiu i telewizji likwidującą dotychczasowy ład medialny tak szybko, że nie zdążono senatorom rozdać druków z treścią ustawy i uchwałą Komisji Kultury, to nikogo nie martwi. W końcu tak zdecydowała większość, która ma prawo wyrazić zgodę na przekroczenie w nadzwyczajnych przypadkach wszystkich zagwarantowanych w regulaminie terminów.
Przepis bezwzględnie słuszny, bo na pewno istnieją sprawy, o których należy decydować natychmiast, ale żaden przepis formalny nie jest w stanie ani nauczyć, ani wymusić kultury demokracji. To właśnie kultura polityczna nakazuje, aby senatorowie przed podjęciem debaty mieli możliwość przeczytania ustawy.
W czasie debaty podkreślano zresztą kilkakrotnie, że działanie ma charakter odwetowy i jest odpowiedzią na mało elegancki zamach na media dokonany przez PiS w 2006 roku, co jest prawdą. W żadnej jednak z uświetnionych profesorskim tytułem głów nie pojawiła się myśl, że w ten sposób budujemy precedens demokracji odwetu. Nikt nie usiłował wyjaśnić młodym, zapalonym, poszukującym karier politycznych kolegom, że tego rodzaju postępowanie niszczy i pozbawia nas, Polaków, możliwości zbudowania kiedykolwiek, odpartyjnionych, pluralistycznych, obiektywnych mediów przynajmniej w granicach zdrowego rozsądku i przyzwoitości.