Ryszard Kapuściński w którejś ze swoich książek napisał, że kiedy jest w jakimś państwie latynoskim, włącza radio, nieznaną mu stację, i słyszy wyłącznie muzykę przeplataną od czasu do czasu wiadomościami w stylu „w Argentynie urodziło się cielę z dwoma głowami”, od razu wie – złapał sygnał radiostacji prorządowej, kontrolowanej przez władze.
Wie o tym, mimo że treści prorządowych w programie tej rozgłośni nie uświadczysz. Sęk w tym, że nie uświadczysz w niej w ogóle jakichkolwiek treści politycznych.
[srodtytul]Uśpić wyborcę[/srodtytul]
Taka sytuacja nie cieszyłaby może najbardziej totalitarnych dyktatorów XX wieku, tych, którzy chcieli aktywnie przekształcać społeczeństwa i ludzi. Ale bardzo wielu innych rządzących – i dyktatorów, tylko o skromniejszych celach niż Hitler, Mussolini i Stalin, i tych formalnie demokratycznych, ale realizujących interesy dominujących oligarchii – satysfakcjonowało to jak najbardziej.
Bo jeśli nie ma się ambicji „wykucia nowego człowieka”, to pasywność społeczeństwa jest jak najbardziej wystarczająca. Apolityczność rządzonych zawsze działa na korzyść rządzących. Przecież władzę możemy utracić wtedy, kiedy zwróci się przeciw nam większość obywateli. Oczywiście – najfajniej byłoby, gdyby nas aktywnie popierali. Ale jak będą bierni, to wystarczy.