Skwieciński: po wyborach PO stawia na marazm

Kampania PO pokazywała zwykłych ludzi gardzących polityką, za to zainteresowanych budową mostów. Ale kto powiedział, że zwykły człowiek musi koniecznie interesować się lokalną infrastrukturą?

Aktualizacja: 24.11.2010 00:33 Publikacja: 24.11.2010 00:21

Skwieciński: po wyborach PO stawia na marazm

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Ryszard Kapuściński w którejś ze swoich książek napisał, że kiedy jest w jakimś państwie latynoskim, włącza radio, nieznaną mu stację, i słyszy wyłącznie muzykę przeplataną od czasu do czasu wiadomościami w stylu „w Argentynie urodziło się cielę z dwoma głowami”, od razu wie – złapał sygnał radiostacji prorządowej, kontrolowanej przez władze.

Wie o tym, mimo że treści prorządowych w programie tej rozgłośni nie uświadczysz. Sęk w tym, że nie uświadczysz w niej w ogóle jakichkolwiek treści politycznych.

[srodtytul]Uśpić wyborcę[/srodtytul]

Taka sytuacja nie cieszyłaby może najbardziej totalitarnych dyktatorów XX wieku, tych, którzy chcieli aktywnie przekształcać społeczeństwa i ludzi. Ale bardzo wielu innych rządzących – i dyktatorów, tylko o skromniejszych celach niż Hitler, Mussolini i Stalin, i tych formalnie demokratycznych, ale realizujących interesy dominujących oligarchii – satysfakcjonowało to jak najbardziej.

Bo jeśli nie ma się ambicji „wykucia nowego człowieka”, to pasywność społeczeństwa jest jak najbardziej wystarczająca. Apolityczność rządzonych zawsze działa na korzyść rządzących. Przecież władzę możemy utracić wtedy, kiedy zwróci się przeciw nam większość obywateli. Oczywiście – najfajniej byłoby, gdyby nas aktywnie popierali. Ale jak będą bierni, to wystarczy.

A z pewnego punktu widzenia to nawet lepiej. Bezpieczniej. Bo jak ktoś za bardzo zainteresuje się polityką, sprawami kraju, to dziś nas poprze, ale jutro? Łaska (rozbudzonego politycznie) wyborcy na pstrym koniu jeździ.

Zwłaszcza w sytuacji takiej jak w Polsce. Bo po pierwsze polski wyborca był dotąd na tle średniej europejskiej bardzo niestabilny, nudził się szybciej niż w innych krajach. Więc jeśli chcemy utrzymać władzę, to najlepiej zmniejszyć stopień zainteresowania polityką.

[srodtytul]Obrzydzić politykę[/srodtytul]

Tym bardziej że przez ostatnie lata większość wyborców utrzymywał przy partii rządzącej strach przed PiS. To działało świetnie, ale PiS przefajnował, jest na najlepszej drodze do tego, żeby stać się papierowym tygrysem i ten stan staje się widoczny nawet dla najbardziej zagorzałych wielbicieli „Szkła kontaktowego”. Mogą przestać nas kochać, mogą zacząć szukać alternatyw, a alternatywy jak na złość właśnie próbują ostatnio zaistnieć.

Więc lepiej prewencyjnie zbrzydzić im politykę jako taką. Niech się nią po prostu nie zajmują.

Wydaje mi się, że twórcy politycznej narracji Platformy Obywatelskiej – tej, która rodziła się już od dawna, ale swoją pełnię osiągnęła w samorządowej kampanii wyborczej (największa partia promująca swoich kandydatów sloganami typu „z dala od polityki”, natrząsanie się ze „zwykłych ludzi” w klipach z debat o poważnych problemach), doszli do takich właśnie wniosków.

A to bardzo niedobrze, i co do tego powinni zgodzić się ze mną nie tylko polityczni przeciwnicy partii Donalda Tuska.

Bo przecież – przepraszam za banał, ale widać w ponowoczesnym świecie banały przestają być banalne – zaangażowanie w politykę obywateli jest kośćcem demokracji.

Bo bez tego zaangażowania rządzący przestają być realnie kontrolowani.

Bo brak obywatelskiego zaangażowania w politykę oznacza utrwalenie tendencji oligarchizacyjnych, dodatkowe zwiększenie społecznej przewagi elity władzy i pieniądza.

[srodtytul]Zwykły człowiek i mosty[/srodtytul]

Dodatkowo – proces zobojętniania społeczeństwa na sprawy publiczne, rozpoczęty od spraw wielkich, wcale nie musi się na nich zatrzymać. Kampania Platformy pokazywała nam tzw. zwykłych ludzi, gardzących warszawską polityką, za to zainteresowanych drogami i mostami. Ale to wcale nie musi tak wyglądać, bo kto powiedział, że zwykły człowiek ma koniecznie interesować się lokalną infrastrukturą? Logika by tak nakazywała, owszem, ale ta sama logika nakazuje interesowanie się sprawami wielkiej polityki…

Platformerskim strategom wydaje się zapewne, że po prostu wykonali sprytny socjopolityczny manewr. Za jakiś czas mogą niestety odkryć, że uruchomili procesy, nad którymi nie panują.

Oczywiście, optymistycznie zakładając, że to, co opisałem powyżej, nie jest ich zamierzonym celem.

[wyimek]Jeśli nie ma się ambicji „wykucia nowego człowieka”, to pasywność społeczeństwa rządzącym wystarcza[/wyimek]

Bo może być inaczej. W wolnej Polsce już co najmniej raz przeżywaliśmy sytuację, w której rządząca siła polityczna bała się uaktywnienia społeczeństwa i stawiała na jego bierność. Ta siła to był szeroko pojęty obóz Tadeusza Mazowieckiego, a oficjalną motywacją była obawa przed zakłóceniem przez uaktywnione społeczeństwo balcerowiczowskiej transformacji. Dziś potrzebne są bolesne reformy finansowe, uzasadnienie może więc wyglądać podobnie…

Wtedy – przypomnijmy – strategia przyjęta przez obóz rządzący doprowadziła do jego politycznej zagłady. Pytanie, czy obecne polskie społeczeństwo zareaguje podobnie jak 20 lat temu, pozostaje pytaniem otwartym.

Autor jest współpracownikiem „Rzeczpospolitej”. Był m.in. prezesem PAP

Ryszard Kapuściński w którejś ze swoich książek napisał, że kiedy jest w jakimś państwie latynoskim, włącza radio, nieznaną mu stację, i słyszy wyłącznie muzykę przeplataną od czasu do czasu wiadomościami w stylu „w Argentynie urodziło się cielę z dwoma głowami”, od razu wie – złapał sygnał radiostacji prorządowej, kontrolowanej przez władze.

Wie o tym, mimo że treści prorządowych w programie tej rozgłośni nie uświadczysz. Sęk w tym, że nie uświadczysz w niej w ogóle jakichkolwiek treści politycznych.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Płociński: Pakt migracyjny będzie ciążyć Rafałowi Trzaskowskiemu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar
Analiza
Michał Kolanko: Donald Tusk rzuca rękawicę Konfederacji. Ale walczy nie tylko o głosy biznesu
felietony
Przykra prawda o polityce międzynarodowej
Analiza
Jerzy Haszczyński: Gaza dla Trumpa, wschodnia Jerozolima dla Palestyńczyków?