Polska prezydencja UE bez Kościoła?

Polscy biskupi odegrali ogromną rolę w promowaniu polskiego członkostwa w Unii. Dziś jednak milczą, czego konsekwencją może być dalsze zawłaszczenie pojęcia „europejskości” przez lewicę – pisze politolog

Aktualizacja: 03.08.2011 01:12 Publikacja: 03.08.2011 01:08

Polska prezydencja UE bez Kościoła?

Foto: ROL

Red

Jedną z większych niespodzianek pierwszych tygodni polskiej prezydencji jest całkowita niemal nieobecność w niej Kościoła katolickiego. Do rangi symbolu urasta fakt, że 1 lipca odbyła się uroczysta msza św. w intencji polskiego przewodnictwa w UE – tyle tylko, że mało kto o niej wie. Odprawił ją w katedrze św. Wita w czeskiej Pradze abp Dominik Duka.

Podobne uroczystości religijne związane z polską prezydencją  odbyły się w Watykanie i planowane są w Brukseli. Na razie – przynajmniej szerzej – niewiele wiadomo natomiast o planach dotyczących podobnych uroczystości w Polsce, choć nabożeństwo w intencji prezydencji zdążyli już zorganizować przedstawiciele Kościołów ewangelickiego i prawosławnego.

Sytuacja ta jest znacząca i zastanawiająca. Jakkolwiek bowiem instytucja prezydencji jest przede wszystkim ciągiem wydarzeń politycznych i administracyjnych, to poszczególne sprawujące ją państwa starają się nadać jej także znaczenie społeczne, kulturalne i aksjologiczne. Dlatego też swego rodzaju praktyką poprzednich prezydencji stały się również oficjalne spotkania z największymi Kościołami: w styczniu 2011 r. w Budapeszcie, w październiku 2010 r. w Brukseli, w sierpniu 2009 r. w Sztokholmie.

Bez mocnego przynaglenia Unia mniej będzie miała zapału, by tak jak w ostatnim czasie występować na rzecz prześladowanych na całym świecie chrześcijan

W realiach polskich za zorganizowaniem oraz za odpowiednim uprzednim wypromowaniem takiego spotkania z udziałem Kościoła katolickiego i za szerszym zaangażowaniem go w prezydencję przemawia również fundamentalna rola Kościoła w promowaniu polskiego członkostwa w UE, a także wielkie proeuropejskie zaangażowanie najbardziej znanego chyba w Europie Polaka – papieża Jana Pawła II.

Głośne milczenie

Czekając na przełamanie tego „głośnego milczenia" i ogłoszenie jakiegoś planu włączenia i włączania się Kościoła katolickiego w Polsce w prezydencję, warto postawić pytanie o możliwe przyczyny obecnego stanu rzeczy. Przyczyną pierwszą – choć chyba nie najważniejszą – może być zmiana pokoleniowa wewnątrz Kościoła.

Nie żyje wielki orędownik integracji europejskiej śp. abp Józef Życiński. Mniejsze formalne znaczenie odgrywają też abp Tadeusz Gocłowski, abp Henryk Muszyński, bp Tadeusz Pieronek czy kard. Józef Glemp, którzy dziesięć lat temu nadawali ton proeuropejskiemu zaangażowaniu Kościoła.

Przyczyna ważniejsza łączyć się może z postawą obecnej władzy. Najpierw bowiem (w lutym) rząd publicznym milczeniem skwitował głos biskupów nt. priorytetów polskiej prezydencji, potem premier ogłosił, że „nie będzie klękał przed księdzem", chłodząc w ten sposób skutecznie nie najgorętsze przecież relacje na linii państwo – Kościół.

Najważniejszym jednak, jak się zdaje, powodem milczenia Kościoła u progu prezydencji jest to, że zbiega się ona z kalendarzem wyborczym. Biskupi, jak widać, najzupełniej słusznie obawiać się mogą przedwyborczej instrumentalizacji prezydencji, a co za tym idzie – także zinstrumentalizowania ewentualnego zaangażowania Kościoła.

Wspólny pożytek

Przytoczone wyżej przesłanki trudno lekceważyć, zwłaszcza w sytuacji, gdy krytyka publicznego zaangażowania Kościoła stała się niemal dyżurnym tematem części opiniotwórczych mediów i polityków. A jednak, wbrew temu, a może właśnie dlatego, wydaje się, że zarówno polskiej prezydencji, jak i Kościołowi bardzo posłużyłby mocny, choć przemyślany i możliwie apolityczny głos tego ostatniego i na temat samej prezydencji, i – szerzej – na temat przyszłości Unii i Europy.

Bez niego polska prezydencja – która nie jest przecież wyłącznym interesem rządzących  partii – będzie bowiem i płytsza, i uboższa. Polacy nie przypomną sobie przy jej okazji głębokiej europejskiej i zarazem chrześcijańskiej aksjologii, która kierowała „ojcami założycielami" europejskiej integracji. A europejscy przywódcy (należący w sporej części do chadeckiej EPP) będą mieli mniej powodów, by o problemie solidarności finansowej czy przyszłości demograficznej Europy rozmawiać w sposób poważny i odpowiedzialny.

Ale milczenie w  czasie prezydencji mogłoby się okazać stratą także dla samego Kościoła.

Po pierwsze, bez mocnego przynaglenia Unia mniej będzie miała zapału, by tak jak w ostatnim czasie występować na rzecz prześladowanych na całym świecie chrześcijan.

Po drugie, już na polskim gruncie ewentualne milczenie Kościoła oznaczać będzie dalsze zawłaszczenie pojęcia „europejskości" przez lewicę, która już teraz bardzo chętnie „europejskim" opakowaniem opakowuje swe postulaty obyczajowe i aksjologiczne.

Po trzecie wreszcie, stać się może ono wygodnym kazusem, na który powoływać się będą ci, którzy kwestionują prawo Kościoła do aktywnej obecności w życiu publicznym demokratycznej Polski.

Autor jest wykładowcą w Instytucie Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne