Młodzież zaś zapytała go o te 300 miliardów złotych z Unii Europejskiej, które obiecywał nam załatwić w wyborczej reklamówce swej partii. Trzeba tu zauważyć, że zadając takie pytanie, młodzi ludzie wykazali się dobrą pamięcią (że to w III RP rzecz naganna, to osobna sprawa), bo wspomniana reklamówka nie tylko dawno już zniknęła z oficjalnych stron Partii, ale i usuwana jest na jej żądanie z mocy praw autorskich  z serwisów internetowych typu YouTube; takie orwellowskie  zacieranie śladów po własnych obietnicach uprawia zresztą Partia już od dawna.

W każdym razie pan Janusz Lewandowski, najwyraźniej nieświadom obecności na spotkaniu dziennikarzy, wyjaśnił dziatwie dobrotliwie, że wprawdzie, owszem, występował "w tych nieco durnych klipach", ale przecież "to była kampania". Co nie znaczy, zastrzegł jednak, że jakichś tam pieniędzy z Unii nie dostaniemy. No, chyba żeby poszło naprawdę źle i żebyśmy nie dostali.

W tej atmosferze szczerości i wzajemnego zrozumienia nikt już nie spytał o "zmniejszenie bezrobocia wśród młodzieży nawet o połowę", zmodernizowanie gospodarki i służby zdrowia oraz inne obiecywane przed wyborami cuda, bo przecież Partia mówiła wyraźnie, że zrobi to, "mając 300 miliardów". Mówiła też co prawda w oficjalnym programie, że "dla modernizacji wynegocjujemy co najmniej 300 mld złotych", ale, wiadomo, "to była kampania". Najwyraźniej nad salą zawisła niewypowiedziana konkluzja, że "nieco durny" był nie tyle wyborczy spot, ile ten, kto uwierzył.

I bardzo dobrze. Niech się młodzież uczy, a może i spośród obecnych licealistów któryś wespnie się kiedyś na równie wysoki stołek.

Autor jest publicystą tygodnika "Uważam Rze"