Podczas gdy prezydent Barack Obama przebudowuje instytucje gospodarcze Stanów Zjednoczonych na podobieństwo Europy Zachodniej, Unia Europejska jest poważnie zagrożona ekonomiczną zapaścią. Choć jeszcze parę lat temu było to niewyobrażalne, opinia mówiąca, że UE się rozpadnie, przestała już być taka niezwykła.
Nasuwa się więc pytanie, w jakim kierunku podążają Europa i Ameryka? Gospodarka amerykańska wciąż ma problemy w związku z kryzysem na rynku nieruchomości, a UE z powodu greckiego kryzysu zadłużeniowego.
W którą stronę zatem pójdą? Czy w kierunku ograniczonego rządu z większymi możliwościami i wolnością osobistą? Czy też rządy będą się nadal rozrastały w nadziei, że rozwiążą problemy swoich państw i zapewnią ludziom świetlaną przyszłość?
Wolność przede wszystkim
Najważniejsza przyczyna szybkiego jak na standardy światowe wzrostu gospodarczego i względnej stabilności gospodarki amerykańskiej nie ma nic wspólnego z obfitymi zasobami naturalnymi czy gęstością zaludnienia. Stany Zjednoczone długo cieszyły się wysokim wzrostem, dlatego że dla tego kraju ważna była zawsze idea wolności osobistej. Nasz kraj został zbudowany przez ludzi, którzy dobijali do jego brzegów z całego świata w pogoni za lepszym życiem. Żyli w systemie ograniczonego rządu, który chroni wolności osobiste.
Niestety, w ubiegłym wieku niektórzy ekonomiści zaczęli sugerować, że system oparty na wolności i własności prywatnej nie może zapewnić sukcesu gospodarczego. Podczas wielkiej depresji John Maynard Keynes przekonywał, że gospodarki rynkowe są ze swej natury niestabilne. Według Keynesa i jego adeptów, co prawda system ograniczonego rządu i wymiany rynkowej może długoterminowo prowadzić do bogactwa narodów, ale wystawia nas na zakłócenia cyklu koniunkturalnego w krótkiej perspektywie. Stąd – uważano – postęp wymaga wprowadzenia kierowanej wersji wolnego rynku w celu uwolnienia gospodarki od uciążliwych wstrząsów.