Przejazd przez Słowację zajął chyba mniej niż godzinę, potem postój w ślicznym mieście Ołomuniec, barokowej perełce Moraw. Gdyby ktoś chciał pozwiedzać Morawy, za niecałe 50 zł może nabyć tygodniową kartę turysty, w ramach której ma bezpłatny publiczny transport w całym regionie oraz wstęp do kilkudziesięciu muzeów.
Wprawdzie część czeskich autostrad jest ułożona z betonowych płyt, ale wszystkie ichniejsze drogi maja tę przewagę, że tworzą spójny system.
W związku z tym podróżowanie po tych krajach nie polega na nerwowym nadganianiu na trochę lepszych odcinkach czasu, który straci się na jednojezdniowych drożynkach, gdzie co chwila jest a to przejście dla pieszych. Taka podróż nie męczy, nie wyciska potów, sprawia przyjemność. No i nie drenuje kieszeni. W Polsce przejechanie 150 km autostrady może kosztować już 50 zł.
Wjazd do Polski jest symboliczny. Czeska autostrada nr 1 kończy się dokładnie na granicy. Do polskich Chałupek od strony Ostrawy wjeżdża się dziurawą, wąziutką drogą bez poboczy i dalej kilkadziesiąt kilometrów w ten deseń w żółwim tempie, bo polska A1 utknęła w Świerklanach. Utknęła zaś, pewnie na dłużej, bo nadzór budowlany zamknął zbudowany tam most drogowy.
Wykonawca wprawdzie dawno już alarmował, że ów obiekt jest zaprojektowany w tak nowoczesnej technologii, że będzie groził zawaleniem, ale reakcji nie było. Obiekt stanął, nadzór obiekt zamknął i koniec. Ale nic to, bo trwają prace nad zapewnieniem przejezdności tego odcinka autostrady. Może po jakichś deskach?