Żart jak żart, ale świadczy o jednym: Waldemar Pawlak złapał oddech. Już wie, że Donald Tusk i Platforma nie chcą zabić ani jego, ani PSL. Stronnictwo zacznie powoli odzyskiwać stracone terytoria i wpływy. Także odzyskiwać wyborców, a nawet reputację. To ostatnie dlatego, że do społeczeństwa zaczyna docierać peeselowski slogan: „PO ma cały bochen, a my tylko okruszki". Media ścigają się w ujawnianiu - województwo po województwie, miasto po mieście - synekur obsadzonych z partyjnego i rodzinnego klucza. Każdy nowy dzień potwierdza społeczne przekonanie, że w tej konkurencji PO bije PSL na głowę. Coraz jaskrawiej pali się zielone światło do ujawniania kolejnych braci, synów i żon na budżetowych posadach.
Ten spektakl będziemy oglądać przez najbliższe dni. I bardzo dobrze, bo, jak widać, nie ma innej metody, aby choć trochę powstrzymać łapczywość tych, co pasą się budżetowymi pieniędzmi. Zaczyna się przy tym ciekawy czas: bardzo wielu pierwszoplanowych aktorów - ministrów, posłów, przewodniczących - wyjeżdża właśnie teraz na urlop. Także Donald Tusk ma wyskoczyć ponoć na kilka dni wywczasu. Niektórzy planowali odwołanie wyjazdów, ale nacisk małżonka, potomstwa... sami państwo wiecie.
To będzie test. Czy urlopowa flauta uśpi nastroje i załagodzi napięcia w i wokół koalicji? Wielu ważnych polityków PO zapewnia, że przyjdzie uspokojenie. To zgodne z tym, co zalecił im ich szef: wyciszyć wszystkie napięcia. Bo - jak sam powiedział - „możliwości manewru koalicyjnego są żadne". Tusk z początku był ucieszony kłopotem koalicjanta. Chciał być czyściochem na tle „brudnego" PSL. Chciał też przy okazji usadzić coraz bardziej niesfornego Pawlaka. Ale już nie chce. Widzi, że sytuacja wymyka się spod kontroli i że rykoszet uderzający w PO robi więcej szkód niż bezpośredni strzał w ludowców.
Może też być zupełnie inaczej. Nieobecni, ci na urlopach, nie przypilnują swoich spraw. Nie obronią się, jeśli pojawią się kolejne taśmy. Słychać bowiem zapowiedzi nowych rewelacji. Jak nie o Ministerstwie Skarbu, to o MSZ. Jak nie o którejś z agencji, to znowu o elewatorach. Może to tylko podgrzewanie atmosfery, a może zapowiedź burzy. W każdym razie politycy i dziennikarze mają się czym ekscytować w kuluarowych rozmowach.
To zresztą jest wskazówka, że obecny premier - przez wielu uważany za demonicznego demiurga - nie na wszystko ma wpływ. Owszem, dobrze było skorzystać z chwili słabości koalicjanta i go nieco pognębić. Tyle że u koalicjanta w wyniku afery ucierpieli ci, którzy byli najbardziej przychylni koalicji. A nie ci, którzy ją kontestują.