Pod tym hasłem spędzimy najbliższe dni. Zanim nie wydarzy się coś mocniejszego, co sprawi, że zapomnimy o buczystach. Tak jak zapomnimy teraz o nepotyzmie, a wcześniej minęła nam ekscytacja Euro.
Schemat i emocje są te same, aktorzy tylko czasem się zmieniają. Coś w rodzaju socjopolitycznej machiny perpetuum mobile.
Machina teraz będzie się kręciła szybciej, potem znowu wolniej. W żadnym jednak razie nie posuwa polskich spraw do przodu. Machinie łatwiej zresztą będzie się kręcić, bo mamy teraz polityczną flautę. W tej ciszy może nawet w końcu premierowi uda się wyjechać na urlop.
Zniknie z Warszawy też drugi pod względem ważności polityk. Mowa nie o prezydencie czy prezesie największej partii opozycyjnej. Ten drugi po Cezarze to Waldemar Pawlak. Facet ma maleńką partię, zero wsparcia medialnego, a nie dość, że nie dał się zabić, to jeszcze porozstawiał tych, którzy uważali, że osiągnęli pełnię wszechwładzy. Pawlak jeździ i nadal będzie jeździł po różnych pipidówkach.
Może to jest jedna z tajemnic jego siły? Chyba żaden z innych liderów partyjnych - o ile nie musi - nie poświęca tyle czasu na kontakt z partyjnymi dołami.