W rok po złożeniu przez polski rząd obietnic wyborczych: rychłej dywersyfikacji źródeł gazu, obniżenia jego cen oraz zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego kraju, m.in. poprzez rozwój sektora gazu łupkowego, w mediach przetoczyła się kolejna fala analiz dotyczących sytuacji, w jakiej znajduje się aktualnie branża łupkowa w Polsce. Eksperci, inwestorzy i dziennikarze ocenili, że w sektorze łupkowym nie dzieje się dobrze, i wskazali kluczowe bariery w jej rozwoju. Zaliczyli do nich m.in. brak docelowych podatkowych ram prawnych i przewlekłą procedurę rozpatrywania wniosków o zmianę warunków koncesyjnych.
Z kolei premier w drugim exposé w tej kadencji złożył kolejne „łupkowe" obietnice. Mają one wyjść naprzeciw oczekiwaniom branży i ekspertów, a ich realizacja ma sprostać wyzwaniom tego rodzącego się sektora.
Gra interesów
By całościowo przeanalizować sytuację, w jakiej znajduje się dziś branża łupkowa w Polsce, należy się przyjrzeć także wydarzeniom na arenie międzynarodowej.
8 października w oddalonym o setki kilometrów od polskiej stolicy Wyborgu doszło do symbolicznego wydarzenia, które powinno być dodatkowym katalizatorem działań na rzecz rozwoju wydobycia gazu łupkowego w Polsce i Europie. W dniu swoich 60. urodzin obietnice wyborcze wcielił w życie Władimir Putin, „odkręcając" kurek drugiej nitki gazociągu północnego.
Inauguracji kolejnego etapu projektu, który jest skutecznym sposobem na dalsze uzależnianie Europy od dostaw rosyjskiego gazu, winszowali Putinowi Francois Hollande oraz Angela Merkel. Podkreślali oni jednak przy tym coś zupełnie innego: oboje uznali, że projekt Nord Stream jest filarem bezpieczeństwa energetycznego całej Europy.