Bolesne rytuały

Tolerując ubój rytualny, obniżamy nasz próg wrażliwości na cierpienie. Godząc się na okrucieństwo, stajemy się gorsi – twierdzi filozof

Publikacja: 02.01.2013 18:41

Dr Bogdan Dziobkowski

Dr Bogdan Dziobkowski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Wyznawców judaizmu i islamu obowiązuje zakaz spożywania krwi. W związku z tym konsumowane przez nich mięso musi być uzyskane zgodnie z określoną rytualną procedurą. Przede wszystkim zwierzę nie może być w trakcie uboju w żaden sposób ogłuszone. Przecina mu się przełyk oraz arterię i czeka, aż się wykrwawi. Zajmuje to, w zależności od gatunku, od kilkunastu sekund do ponad dwóch minut. W tym czasie zwierzę kona w męczarniach.

Ta metoda uśmiercania w większości krajów europejskich została zakazana. Również w Polsce znowelizowana w 2002 roku ustawa o ochronie przyrody dopuszcza ubój tylko po wcześniejszym ogłuszeniu zwierzęcia. Nie zważając na to uregulowanie, w 2004 roku SLD-owski minister rolnictwa Wojciech Olejniczak wydał niezgodne z konstytucją rozporządzenie, które zezwalało na ubój rytualny. Na mocy wyroku Trybunału Konstytucyjnego rozporządzenie to właśnie przestało obowiązywać.
Mimo że w trakcie uboju rytualnego zwierzęta umierają w potwornych cierpieniach, metoda ta ma u nas wielu obrońców. Używane przez nich najważniejsze sposoby argumentacji możemy odnaleźć w opublikowanym w „Rzeczpospolitej” (11.12.2012) tekście pana prof. Selima Chazbijewicza.

Dobry interes

Pierwszy argument ma charakter ekonomiczny. Istnieje duże zapotrzebowanie na mięso wytworzone zgodnie z zasadami halalu lub koszerności. A popytowi towarzyszy podaż. Skoro są klienci gotowi kupować produkt o określonych właściwościach, znajdą się też jego dostawcy. Tymi dostawcami są obecnie polscy rzeźnicy i handlarze. Eksportując mięso do krajów, gdzie ubój rytualny jest zakazany, robią świetny interes. Przemysł ten jest w naszym kraju wart ponad miliard złotych. Nie jest to mała kwota. Korzystamy na tym wszyscy: ludzie mają pracę, przedsiębiorcy solidne zyski, budżet państwa wpływy podatkowe. Delegalizacja uboju rytualnego sprawi, że inni przejmą ten intratny biznes. Sobie zaszkodzimy, zwierzętom nie pomożemy – uważa prof. Chazbijewicz. Zarżnie je ktoś inny.

Większość z nas nie chce legalizacji handlu narkotykami, narządami do transplantacji czy niemowlętami, choć mogłoby to stać się źródłem istotnych dochodów budżetu państwa

W pierwszej chwili argumentacja ta może wydawać się racjonalna. Tym bardziej warto podkreślić, że opiera się ona na bardzo dyskusyjnym założeniu. Racji czysto ekonomicznych używa się tu do rozstrzygania kwestii etycznych. Kategoria zysku jest wykorzystywana w sporze o wartości. Takie pomieszanie porządków zwykle budzi sprzeciw.

Bez trudu można wskazać przypadki dochodowej działalności, która z powodów moralnych jest zakazana. Większość z nas nie chce legalizacji handlu narkotykami, narządami do transplantacji czy niemowlętami. Wszystko to mogłoby stać się źródłem istotnych dochodów budżetu państwa, ale ze względu na pewne wartości rezygnujemy z tych pieniędzy. Podobnie jest w przypadku uboju rytualnego. To prawda, że jest to dochodowy interes, ale interes głęboko niemoralny, bo polegający na zadawaniu zwierzętom zbędnego cierpienia.
Oczywiście w skali globalnej nie da się tego wyeliminować, ale powinniśmy trzymać się od takich praktyk jak najdalej. Lepiej być dobrym niż sprytnym.

Wolność gospodarcza

Po drugie prof. Chazbijewicz uważa, że delegalizacja uboju rytualnego będzie niebezpieczną ingerencją państwa w wolność prowadzenia działalności gospodarczej: „To jest państwowa interwencja w życie gospodarcze, a jak pisał Friedrich August von Hayek, totalitaryzm zawsze zaczyna się od interwencji gospodarczych”.

Trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że wolność gospodarcza jest wartością, którą należy chronić, ale nie jest to ochrona bezwzględna. Swoboda ma swoje granice. Pan profesor oczywiście zdaje sobie z tego sprawę i mówi, że tą granicą są prawa i wolności innych ludzi. Czy jednak tylko one?

Przecież nie jest nam obojętne, jak furman traktuje konia, cyrkowiec fokę, a kataryniarz małpkę. Trudno mi uwierzyć, że prof. Chazbijewicz naprawdę myśli, iż w tych wypadkach wszystko ujdzie. Że wprowadzenie tu jakichkolwiek ograniczeń prawnych będzie niebezpiecznym interwencjonizmem państwowym, który zbliży nas do totalitaryzmu.
Żyjemy w czasie, gdy wytwarza się olbrzymią ilość różnego typu regulacji: prawodawca ustala krzywiznę bananów, wygląd skrzynek na listy, sposób używania kaloszy. Zjawisko to, ze względu na swoją skalę, może niepokoić. Jednak dużo bardziej niepokojąca byłaby sytuacja, w której przy drobiazgowym uregulowaniu spraw błahych sprawy ważne pozostałyby bez jakichkolwiek unormowań. A prawa zwierząt są dużo ważniejsze od kształtu banana.

Po trzecie zwolennicy uboju rytualnego twierdzą, że bezwzględny zakaz tego typu praktyk jest ingerencją w gwarantowane przez konstytucję swobody obywatelskie. Według prof. Chazbijewicza rozstrzygnięcie tej kwestii ma charakter symboliczny i „będzie zarazem odpowiedzią na pytanie, czy w dzisiejszej Polsce jest jeszcze miejsce na wolność religijną”.

Nakazy religijne

Pan profesor wychodzi od następującego stwierdzenia: „Polskę tradycyjnie zamieszkują trzy mniejszości religijne i narodowe bądź etniczne, które stosują się do nakazu spożywania mięsa z rytualnego uboju. Są to muzułmanie (Tatarzy), żydzi i karaimi”. Autor wyciąga z tego wniosek, że zakaz takiej metody uśmiercania zwierząt istotnie ograniczy prawo tych mniejszości do kultywowania swoich tradycji.

Zauważmy jednak, że ubój rytualny wcale nie jest bezwzględnym nakazem tych religii. Ich wyznawcy nie są zobowiązani do spożywania mięsa uzyskanego tą metodą, lecz do niespożywania mięsa uzyskanego innymi metodami. Norma nie ma w tym przypadku formy: jedz takie a takie mięso, tylko: jeśli lubisz jeść mięso, powinno być ono takie a takie.
A więc zakaz rytualnego uboju nie zmusi wyznawców islamu czy judaizmu do łamania nakazów ich religii. Część z nich (ci, którzy zechcą jeść mięso) będzie jedynie musiała wybrać między ścisłym przestrzeganiem tradycyjnych zasad a dotychczasowymi upodobaniami kulinarnymi. Wiem, że dla wielu to poważny dylemat i nie zamierzam go lekceważyć, ale – wbrew temu, co mówi prof. Chazbijewicz – konstytucja nie ma w tym przypadku nic do rzeczy.

Erystyczne wygibasy

Obok wskazanych wyżej argumentów obrońcy uboju rytualnego posługują się też pewnym chwytem erystycznym: przypisują swoim adwersarzom działanie z niskich pobudek. Twierdzą, że przeciwnikom niehumanitarnych metod uśmiercania zwierząt wcale nie chodzi o ograniczenie cierpienia. W gruncie rzeczy ich głównymi motywami są niechęć do religijnego sposobu życia, antyislamizm czy antysemityzm.

Tego typu sugestie możemy znaleźć w tekście Stefana Sękowskiego („Rzeczpospolita”, 19.12.2012). Dziennikarz „Gościa Niedzielnego” przypomina, że w okresie międzywojennym obóz narodowy traktował delegalizację uboju rytualnego jako element walki z „żywiołem żydowskim”. Równie instrumentalnie mają do tej sprawy podchodzić współcześni obrońcy praw zwierząt. Nimi też, według Sękowskiego, kierują ksenofobiczne lęki.

Trudno takie erystyczne wygibasy brać poważnie. Przecież z faktu, że w międzywojennej Polsce część osób zabiegających o wprowadzenie zakazu uboju rytualnego kierowała się antysemityzmem, nie wynika, że te same motywy kierują współczesnymi przeciwnikami tego typu metod uśmiercania zwierząt. Podobnie na przykład z faktu, że Stalin walczył z faszyzmem, nie wynika, iż każdy przeciwnik Hitlera był stalinistą, a z faktu, że katolicy nie akceptują kary śmierci, nie wynika, że wszyscy, którzy się tej karze sprzeciwiają, są katolikami. Sękowski w swoim wywodzie pomija trywialną prawdę, że to samo działanie może mieć bardzo różne przyczyny.

Oczywiście, nie można wykluczyć, że i współcześnie wśród przeciwników uboju rytualnego znajdą się jacyś antysemici czy też osoby o antyreligijnym nastawieniu, które w ten sposób próbują wcielać w życie swoje przekonania. Nie ma jednak żadnych podstaw, by wszystkich obrońców praw zwierząt wrzucać do tego, moim zdaniem niewielkiego, worka. W omawianym tu sporze ważne jest zupełnie coś innego.

Procedura uboju rytualnego nie jest zła dlatego, że wynika z nakazów religijnych, tylko ze względu na jej brutalność. Gdyby jakiś ateista w podobny sposób znęcał się nad zwierzętami, ocena jego czynu byłaby dokładnie taka sama. Trudno mi uwierzyć, że Sękowski tego nie widzi. Sądzę, że raczej świadomie używa chwytów erystycznych w celu zrobienia z brutalnych rzeźników ofiar wyimaginowanych prześladowań religijnych.

Krzywda nas wszystkich

Na zakończenie warto jeszcze zwrócić uwagę na jeden ważny aspekt omawianego tu problemu. Nie zapominajmy, że w gruncie rzeczy nie tylko zabijane zwierzęta są ofiarami uboju rytualnego. W pewnym sensie ofiarą jest całe społeczeństwo, które takie okrutne praktyki toleruje.

Po pierwsze obniża się w ten sposób próg wrażliwości na cierpienie. Godząc się na okrucieństwo, stajemy się gorsi. Po drugie pokazujemy, że ze względów ekonomicznych czy światopoglądowych dopuszczalne jest znęcanie się nad innymi istotami. A to może mieć bardzo groźne konsekwencje. Legalizując zadawanie zbędnego bólu w jednym przypadku, narażamy się na próby rozciągnięcia tego przyzwolenia na inne sytuacje. Wbrew temu, co twierdzi prof. Chazbijewicz, to raczej tolerowanie, a nie zakaz uboju rytualnego, może być pierwszym krokiem ku totalitaryzmowi.

W naszym społeczeństwie są wciąż osoby, którym zupełnie obojętny jest los cierpiących zwierząt. Może gdy zrozumieją, że tego typu niehumanitarne praktyki krzywdzą również ludzi, że kat zwykle też jest ofiarą swoich działań, zmienią zdanie.

Autor jest doktorem filozofii, adiunktem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.

Wyznawców judaizmu i islamu obowiązuje zakaz spożywania krwi. W związku z tym konsumowane przez nich mięso musi być uzyskane zgodnie z określoną rytualną procedurą. Przede wszystkim zwierzę nie może być w trakcie uboju w żaden sposób ogłuszone. Przecina mu się przełyk oraz arterię i czeka, aż się wykrwawi. Zajmuje to, w zależności od gatunku, od kilkunastu sekund do ponad dwóch minut. W tym czasie zwierzę kona w męczarniach.

Ta metoda uśmiercania w większości krajów europejskich została zakazana. Również w Polsce znowelizowana w 2002 roku ustawa o ochronie przyrody dopuszcza ubój tylko po wcześniejszym ogłuszeniu zwierzęcia. Nie zważając na to uregulowanie, w 2004 roku SLD-owski minister rolnictwa Wojciech Olejniczak wydał niezgodne z konstytucją rozporządzenie, które zezwalało na ubój rytualny. Na mocy wyroku Trybunału Konstytucyjnego rozporządzenie to właśnie przestało obowiązywać.
Mimo że w trakcie uboju rytualnego zwierzęta umierają w potwornych cierpieniach, metoda ta ma u nas wielu obrońców. Używane przez nich najważniejsze sposoby argumentacji możemy odnaleźć w opublikowanym w „Rzeczpospolitej” (11.12.2012) tekście pana prof. Selima Chazbijewicza.

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?