O gender ludzkimi słowami

Ludzie się rodzą z zapisanym w mózgu schematem transpłciowości czy homoseksualności. To zwykle jest tak silna tendencja, że nawet rygorystyczne wychowanie i społeczna presja nie są w stanie jej zahamować – pisze posłanka Twojego Ruchu.

Publikacja: 11.02.2014 01:00

Anna Grodzka

Anna Grodzka

Foto: Fotorzepa, Sławomir Mielnik

Wróg jest potrzebny, by istnieć w polityce. Trzeba było więc znaleźć słowo, które nazwie i zdefiniuje wroga. Takim słowem okazał się niezrozumiały, bo brzmiący obco, termin „gender". Płeć w języku polskim określa jedno pojęcie: „płeć". Język angielski jest w tym przypadku bardziej precyzyjny, bo rozróżnia dwa pojęcia: płci cielesnej – „sex" i płci psychicznej – „gender".

Poszukiwanie wroga

W umysłach biskupów i idących ich śladem jeszcze krzykliwiej polityków konserwatywnych powstała myśl, by ogłosić, że „gender" to ideologia. Powstało pojęcie „ideologia gender", które niczego nie określa. „Ideologia gender" to ich zdaniem wróg tradycji, wróg „normalności", synonim lewactwa, pedalstwa, seksualnych zboczeń, seksualizacji dzieci, przebieranek i zmiany płci. Nie działają tłumaczenia, że „teoria gender" to jedna z dziedzin nauk społecznych badająca i opisująca postawy i zachowania społeczne, relacje między ludźmi, jakie występują ze względu na płeć, że „gender mainstreaming" to polityka (no, niech będzie, że „obca ideologia") równości płci. Nie działają, bo gender – proklamowana przez biskupów i podchwycona ochoczo przez konserwatywnych polityków jako „ideologia gender" – to nazwa wroga. Wroga Kościoła, tradycji i „naszości". To wróg i broń przed nowym i „obcym".

Biskupi proklamowali „ideologię gender" w reakcji na narastającą falę krytyki zjawiska pedofilii wśród księży

Aby jeszcze bardziej wzmocnić zagrożenie, teorię gender nazywa się czasem groźnie „genderyzmem", a jej zwolenników „genderystami". I tu pierwsza wpadka walczących z gender. Bo przecież „genderyzm", jak można przeczytać w angielskiej Wikipedii, to „przekonanie, że powinny być tylko dwie płcie – mężczyzna i kobieta – i że aspekty własnej płci są nieodłącznie związane z płcią przypisaną przy urodzeniu". Czasem zatem warto zrobić dokładne rozeznanie nomenklaturowe, zanim wymyśli się nazwę wroga. Dlatego śmiało mogłam uznać, zapisując się do zespołu parlamentarnego posłanki Beaty Kempy, „Stop ideologii gender", że genderyzm zatrzymać trzeba.

Skąd jednak właśnie teraz takie zaangażowanie biskupów w poszukiwanie wyimaginowanego wroga?  Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że zdecydowali się oni proklamować „ideologię gender", by w ten sposób nazwać wroga w reakcji na narastającą falę krytyki zjawiska pedofilii wśród księży. Teraz już będzie wiadomo, kto atakuje i oczernia Kościół – to GENDER.

Siła rażenia tej broni bierze się z odwołania do obecnej w świadomości i ludzkich emocjach siły tradycji i dość powszechnych stereotypów.  Ale jest także wyrazem niezgody na zmiany w kulturze. Niezgody na inne, równe dla wszystkich wartości.

O co tak naprawdę chodzi? Jakie to inne, nowe wartości są w stanie obudzić niechęć społeczeństwa do „genderystów"? Które wartości i stereotypy chce zmienić „wstrętny potwór gender"? Z analizy wypowiedzi wrogów „ideologii gender" można odczytać, że ich problem stanowią: idea równości kobiet i mężczyzn, łamiąca stereotypowo przypisane społeczne normy płciowe (kwestionują oni prawo kobiet do decydowania o swym ciele, do podejmowania pracy zawodowej, do faktycznie równego statusu w pracy i życiu społecznym), idea równoprawnej obecności w życiu społecznym osób nieheteronormatywnych, a także prawo do okazywania uczuć partnerowi/partnerce i do zawiązywania związków partnerskich czy małżeństw, wydobycie z niebytu społecznej świadomości seksualności człowieka w niezakłamanej formie, uznanie prawa osób transpłciowych do życia zgodnie z poczuciem własnej płci.

Gdyby różnice postrzegania tej problematyki, różnice w wizji świata, zostały otwarcie i właściwie nazwane, możliwy byłby dialog, a może w końcu nawet porozumienie. A tak... mamy genderową wojnę. No i by wojna mogła trwać, trzeba było zadbać, aby porozumienie nie było możliwe. Zadbano więc, aby uparcie mówić innymi językami i co najwyżej krzyczeć, a nie rozmawiać.

Trudno i głupio kościelnym hierarchom i prawicowym politykom przyznać się przed społeczeństwem, że solą w ich oku jest równość płci. Zatem mówi się jedynie o zachowaniu tradycyjnych ról w rodzinie, bo już nieco łatwiej odwołać się do stereotypu wartości, jaką jest „tradycyjna rodzina" i bronić jej jako wartości przed destrukcją. Za wroga uważane są więc związki partnerskie. Szczególnie takie, które mogłyby być zawierane także między osobami nieheteronormatywnymi.

Genitalia to jeszcze nie płeć

Nie da się zaprzeczyć, że jedną z najważniejszych potrzeb człowieka, wynikającą z potrzeby miłości, jest ludzka seksualność. Że jest potrzebna wiedza i odpowiednie wychowanie, aby potrzeby seksualne, jak każde inne ludzkie potrzeby, realizowane były w sposób niewypaczający cywilizowanych relacji między ludźmi. Ale ze złą wolą można powiedzieć, że „genderyści", proponując  edukację seksualną, chcą seksualizacji dzieci. Że edukując, pobudzają do aktywności płciowej albo wychowują osoby homoseksualne czy transwestytów.

A najwięcej nieporozumień, bo najmniej mamy na ten temat wiedzy, budzi kwestia płciowości człowieka. Nawet tak wykształcony i kulturalny człowiek jak poseł Jacek Kurski, chcąc uniemożliwić mi udział w zespole parlamentarnym poseł Kempy,  powiedział w telewizji: „Nie dopuścimy do tego, bo jednym z warunków przyjęcia będzie złożenie podpisu pod zdaniem brzmiącym: »Płeć jest uwarunkowana biologicznie«". Sądził, że nie podpiszę się pod takim twierdzeniem. Tymczasem ja ucieszyłam się, bo z pełnym przekonaniem pod takim zdaniem mogę się podpisać. Znamiona cielesne płci to także nasz mózg. Poseł Kurski musiał przecież wiedzieć, że nie wierzę w duchy. Jasne, że płeć jest uwarunkowana biologicznie. Nasza psychika tkwi przecież w naszym ciele, a nie poza nim.

Dziś każde dziecko wie, że płeć określana jest w niemowlęctwie na podstawie oceny wyglądu genitaliów. I także każdy wie, że genitalia to organy charakterystyczne dla danej płci. I najczęściej ludzie, którzy mają genitalia określonego rodzaju, są faktycznie osobami tej płci. Ale genitalia to przecież nie płeć. Zatem – czym jest płeć? Płeć określana jest na podstawie dziesięciu różnych cech. Osiem z nich można określać według kryteriów biologicznych, badając ciało człowieka. Żadna z tych cech nie jest nigdy stuprocentowo męska czy stuprocentowo żeńska; żadna pojedynczo nie decyduje ostatecznie o płci człowieka. Dwie ostatnie to płeć psychiczna (psychiczna tożsamość płciowa) i płeć społeczna (społeczny wizerunek płciowy). Ale one też są w jakiejś mierze przejawem biologicznych funkcji człowieka.

Teoria gender w żadnej mierze nie proponuje dowolności wyboru płci zależnej od „widzimisię". Bada, analizuje, jak społeczne oddziaływania, normy, relacje, postawy wpływają na kształtowanie się ról płciowych i idących za tym relacji społecznych i konkretnych zachowań kobiet i mężczyzn.

Bóg dał im taką duszę

Prawda jest taka, że rodzimy się z określonym zestawem cech płciowych o określonym natężeniu. Reszty dopełnia kultura, w której żyjemy, wychowanie, normy społeczne i stereotypy. Ale nie jest możliwe, aby wychowanie i naciski zewnętrzne ukształtowały odmienną od wrodzonej tożsamość płciową. Nie da się wychować osoby jako transpłciowej, podobnie jak nie da się promować homoseksualności! Po prostu ludzie rodzą się z zapisanym w mózgu schematem transpłciowości czy homoseksualności. To zwykle jest tak silna tendencja, że nawet rygorystyczne wychowanie i  społeczna presja nie są w stanie jej zahamować.

Ludziom często trudno zrozumieć problem osób transpłciowych.  Nie rozumieją, jak można czuć się osobą płci przeciwnej. Przypisują tym ludziom chorobę. Nie rozumieją, bo w nich ta niespójność nie istnieje. Nigdy jej nie odczuli. Tak jak nie czujemy, że oddychamy powietrzem – dopóki nie zacznie nam go brakować.

Ja, jako ateistka, szanując człowieka – szanuję  go jako kompletną osobę. Jego psychiczna tożsamość i jego ciało to on. Podmiot swoich decyzji i swojego „poczucia ja".  Czasem nie mogę przestać się dziwić, jak to możliwe, że osób transpłciowych nie rozumieją ludzie, którzy uważają się za katolików. Przecież osoby trans- płciowe takie się rodzą. Mówiąc językiem Pisma Świętego, powiedziałabym: Bóg dał im taką duszę. Ich dusza to właśnie Oni.

Autorka jest posłanką Twojego Ruchu, współzałożycielką Fundacji Trans-Fuzja. ?W przeszłości, przed zmianą płci ?– jako Krzysztof Bęgowski – działała w ZSP, PZPR i SLD

Wróg jest potrzebny, by istnieć w polityce. Trzeba było więc znaleźć słowo, które nazwie i zdefiniuje wroga. Takim słowem okazał się niezrozumiały, bo brzmiący obco, termin „gender". Płeć w języku polskim określa jedno pojęcie: „płeć". Język angielski jest w tym przypadku bardziej precyzyjny, bo rozróżnia dwa pojęcia: płci cielesnej – „sex" i płci psychicznej – „gender".

Poszukiwanie wroga

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?