Putin mówił Hitlerem

Podobnie jak Adolf Hitler w latach 30., tak Władimir Putin we wtorek pokazał się jako buntownik, który neguje globalny porządek. Gdy Hitler dworował sobie z hipokryzji europejskich demokracji, Putin używał sarkazmu i ironii, obnażając podwójne standardy Zachodu – zauważa dziennikarz „Rz”.

Publikacja: 20.03.2014 01:25

Putin mówił Hitlerem

Foto: AFP

Słuchanie wtorkowego orędzia prezydenta Rosji Władimira Putina, w którym oznajmił powrót Krymu do macierzy, było surrealistycznym doświadczeniem. Trudno było bowiem oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już to słyszeliśmy. I faktycznie, słyszeliśmy, lecz bardzo dawno – w czasach, o których pewnie nie chcielibyśmy pamiętać.

Władimir Putin mówi bowiem językiem Adolfa Hitlera. Zdaję sobie sprawę, że porównanie kogokolwiek do jednej z najciemniejszych postaci w historii świata może wydawać się grubą przesadą – a zgodnie z niepisanymi zasadami rządzącymi dyskusjami w internecie ten, kto pierwszy sięgnie w sporze po argumentum ad Hitlerum, przegrywa. Cóż jednak zrobić. Gdy porównamy retorykę obu przywódców, łatwo zobaczymy, że analogia jest wyjątkowo trafna.

Rozpad ZSRS ?jak dyktat wersalski

We wtorkowym przemówieniu Putina najbardziej chyba uderzający był element zemsty – pierwszy raz tak otwarcie wypowiedzianej światu.

„Jeśli sprężyna będzie ściskana w nieskończoność, w pewnej chwili się rozprostuje – trzeba zawsze o tym pamiętać" – mówił Putin, wypominając każdą zniewagę, którą świat wyrządził Rosji, nie licząc się z jej zdaniem: w Kosowie, Afganistanie, Iraku, Libii, poprzez ekspansję NATO... Trudno nie odnieść wrażenia, że to poczucie krzywdy – i żądza rewanżu – sięga dużo głębiej niż pojedyncze przypadki zachodnich transgresji. Pierwotną krzywdą był rzecz jasna rozpad Związku Sowieckiego. Krótko mówiąc, rozpad ZSRS jest dla Putina niemal dokładnie tym, czym dla Hitlera był „dyktat wersalski". To zresztą analogia, którą chętnie posługują się apologeci Kremla. „Z dalszej perspektywy kryzys na Ukrainie jest produktem katastrofalnego rozpadu Związku Sowieckiego przeprowadzonego w wersalskim stylu" – pisał dwa tygodnie temu publicysta wpływowego „Guardiana" Seumas Milne, broniąc prawa Rosji do interwencji na Krymie.

I Hitler, i Putin dotykali tu tych samych strun, a ich argumenty są do siebie bliźniaczo podobne. Tak Rosjanie, jak i Niemcy zostali po prostu oszukani.

„Decyzje zostały podjęte za plecami ludzi. W totalitarnym państwie nikt nie pytał nikogo o zdanie. Wtedy [w 1954 roku] niemożliwe było wyobrazić sobie, że Ukraina i Rosja mogą się rozejść i stać się osobnymi państwami (...). Niestety, to, co wydawało się niemożliwe, stało się rzeczywistością. Sprawy potoczyły się tak szybko, że niewielu ludzi zdawało sobie sprawę, jak dramatyczne będą te wydarzenia. Wielu ludzi w Rosji, na Ukrainie i w reszcie republik miało nadzieję, że Wspólnota Niepodległych Państw stanie się nową, wspólną formą państwowości (...). Wszystko to pozostało pustymi obietnicami, podczas gdy to wielkie państwo zniknęło. Dopiero gdy Krym stał się częścią innego państwa, Rosja zdała sobie sprawę, że nie tylko została okradziona, lecz i obrabowana" – mówił Putin, uzasadniając aneksję Krymu. „A co z państwem rosyjskim? Pokornie zaakceptowało sytuację (...). Było wtedy niezdolne do ochrony swoich interesów" – dodał.

Agresywna polityka Putina wobec Ukrainy poprawia jego krajowe notowania

A co mówił Hitler we wrześniu 1938 roku, w przededniu aneksji Kraju Sudeckiego, regionu Czechosłowacji przy granicy z Niemcami i Austrią?  „Większość ludzi po prostu została zmuszona ulec strukturze stworzonej w Wersalu, bez pytania nikogo o opinię (...), państwo niemieckie było szantażowane przez piętnaście lat. Dziś, chwała niech będzie Panu, jesteśmy w pozycji, w której możemy powstrzymać gwałt i rabunek Niemiec i Niemców" – odgrażał się Hitler i dodawał, że „architekci  krótkowzrocznego przedsięwzięcia w Wersalu", którzy doprowadzili do powstania „abnormalnej struktury państwa czechosłowackiego", powinni byli przewidzieć, że takie państwo, z 3,5 milionami Niemców w swoich granicach, „nie może kontynuować swoich grzechów [prześladowania Niemców] w nieskończoność".

A kiedy w marcu 1939 roku Hitler anektował Kłajpedę, zapewniał, że został do tego zmuszony przez Zachód: „my, Niemcy, nie mamy żadnej intencji wyrządzania krzywdy reszcie świata. Ale krzywda, którą świat wyrządził Niemcom, musi zostać naprawiona" – mówił.

Czyż zadziwiająco nie współgra to z wtorkowymi słowami Putina? „Oni [Zachód]  byli w pełni świadomi, że na Ukrainie i Krymie żyją miliony Rosjan. Musiało im brakować politycznego instynktu, by nie przewidzieć wszystkich konsekwencji swoich działań. Rosja znalazła się na pozycji, z której nie mogła się wycofać".

Dyskryminowani Niemcy, ?represjonowani Rosjanie

Analogii z Wersalem jest dużo więcej – i w zasadzie można by je długo ciągnąć, porównując kolejne akapity przemówień rosyjskiego i niemieckiego dyktatora – lecz nie jest  to  jedyny zbieżny element retoryki obu przywódców.

Najbardziej bodaj oczywiste zbieżności między Hitlerem a Putinem tkwią w uzasadnieniu ich ambicji terytorialnych. Porozumienie w Wersalu zmieniło granice Europy, pozostawiając poza terytorium swojego państwa miliony Niemców, których trzeba było „ratować". Podobnie rozpad ZSRS pozostawił poza granicami Rosji miliony Rosjan – którzy też wymagają dziś ochrony.

Tak mówił Hitler o losie Niemców w „bękarcie Wersalu", „abnormalnej" Czechosłowacji: „Jako prawdziwie demokratyczne państwo od razu przystąpiło ono [Czechosłowacja] do represjonowania mniejszości (...). Wśród tych mniejszości jest trzy i pół miliona Niemców. Przez lata Niemcy sudeccy znosili tortury czechosłowackiego rządu (...). Sudety były i są niemieckie. Niemiecka mniejszość tam żyjąca była dyskryminowana w najbardziej niepokojący sposób (...). Reżim w Pradze musi być powstrzymany".

A teraz Putin o losie Rosjan w „banderowskiej" i „upadłej" Ukrainie : „Raz za razem usiłowano ogołocić Rosjan z ich historycznej pamięci, ich języka, poddawano ich siłowej asymilacji. Ponadto Rosjanie tak jak obywatele Ukrainy cierpią z powodu stałego politycznego i państwowego kryzysu, który wstrząsa tym krajem przez ponad 20 lat (...). Ci, którzy sprzeciwiali się najnowszemu przewrotowi, byli zagrożeni represjami. Naturalnie pierwszy był tu Krym, rosyjski Krym. Przez wzgląd na to mieszkańcy zwrócili się o pomoc do Rosji, by broniła ich praw i życia (...). Nie mogliśmy zostawić Krymu w takiej sytuacji. To byłoby z naszej strony zdradą (...). Krym zawsze był i jest nieodłączną częścią Rosji".

Agresja bez wystrzału

Podobnie jak Hitler w latach 30. ubiegłego wieku, Putin pokazał się we wtorek jako buntownik, który neguje globalny porządek i nie zgadza się na hegemonię Zachodu. Tak jak Hitler celował w dworowaniu sobie z hipokryzji europejskich demokracji, tak i Putin chętnie używa sarkazmu i ironii, by obnażyć podwójne standardy Zachodu.

„Nakazywali innym dyktaty z pistoletem w dłoni, by potem ubolewać nad »unilateralnym« gwałceniem świętych praw i łamaniem jeszcze bardziej świętych umów. Nie pytając nikogo o zdanie, poddali swoim krwawym rządom całe kontynenty. A kiedy Niemcy tylko wspominają o zwrocie swoich kolonii,  tamci natychmiast deklarują, że przez wzgląd na ludność tubylczą nie mogą ich pozostawić takiemu okropnemu losowi. W tym samym czasie nie dystansują się wcale od zrzucania bomb na własne kolonie (...). Oczywiście, te bomby to bomby cywilizujące, których nie można w żadnym wypadku mylić z tymi brutalnymi, zrzucanymi przez Włochy na Abisynię" – grzmiał niemiecki dyktator we wrześniu 1938, usprawiedliwiając anschluss Austrii i ultimatum wobec Czechosłowacji.

Nie inaczej usprawiedliwiał swoją „pokojową" agresję (tak jak w Austrii, w Sudetach i Kłajpedzie, była to agresja bez jednego wystrzału) Putin. „Co słyszymy od naszych kolegów w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej? Mówią, że gwałcimy normy prawa międzynarodowego. Dobrze, że przynajmniej pamiętają, że istnieje coś takiego jak prawo międzynarodowe – lepiej później niż wcale (...). Z jakiegoś powodu Albańczykom z Kosowa pozwala się decydować o swojej przyszłości, podczas gdy Rosjanom, Ukraińcom i Tatarom krymskim nie. Ciekawe dlaczego – ironizował rosyjski prezydent. – To nawet nie podwójne standardy; to niesamowity, prymitywny, tępy cynizm" – dodawał.

Ostatnie żądanie

Na koniec być może najbardziej złowieszcze podobieństwo. Tak jak Hitler we wrześniu 1938 roku zapowiadał: „Sudety są moim ostatnim żądaniem terytorialnym w Europie"  – a pół roku później w Kłajpedzie powtórzył, że to koniec jego ambicji „naprawiania" tego, co zepsuł Wersal, tak i Putin zapowiedział, że poza Krymem nie interesuje go nic więcej. „Wysłuchajcie mnie uważnie, drodzy przyjaciele. Nie wierzcie tym, którzy chcą, byście bali się Rosji, krzycząc, że inne regiony pójdą w ślad Krymu. Nie chcemy dzielić Ukrainy; nie potrzebujemy tego" – podkreślał rosyjski prezydent.

Oczywiście Putin nie jest nowym Hitlerem. Nie zdradza symptomów rasistowskiej i antysemickiej fobii i nie wydaje się mieć planów masowej eksterminacji (choć mówi o piątej kolumnie –  wewnętrznych zdrajcach – w podobny sposób, w jaki Hitler określał żydowski establishment). Jednak tak jak każdy mitoman, który chce wywrócić do góry nogami porządek świata w imię doznanych krzywd, stanowi dla tego świata zagrożenie. I jeśli historia rzeczywiście ma być nauczycielką życia, to warto, by nas czegoś w końcu nauczyła.

Słuchanie wtorkowego orędzia prezydenta Rosji Władimira Putina, w którym oznajmił powrót Krymu do macierzy, było surrealistycznym doświadczeniem. Trudno było bowiem oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już to słyszeliśmy. I faktycznie, słyszeliśmy, lecz bardzo dawno – w czasach, o których pewnie nie chcielibyśmy pamiętać.

Władimir Putin mówi bowiem językiem Adolfa Hitlera. Zdaję sobie sprawę, że porównanie kogokolwiek do jednej z najciemniejszych postaci w historii świata może wydawać się grubą przesadą – a zgodnie z niepisanymi zasadami rządzącymi dyskusjami w internecie ten, kto pierwszy sięgnie w sporze po argumentum ad Hitlerum, przegrywa. Cóż jednak zrobić. Gdy porównamy retorykę obu przywódców, łatwo zobaczymy, że analogia jest wyjątkowo trafna.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika