Narracja Donalda Tuska sprowadzająca się do tego, że za obecny kryzys odpowiadają wyłącznie osoby, które nagrywały polityków i biznesmenów, a także nowe przesłanie premiera o „zorganizowanej grupie przestępczej" każą postawić wniosek, iż szef rządu nie tylko nie zamierza poddać się ocenie wyborców, ale nawet rozliczyć osób zamieszanych w aferę czy wtargnięcie do redakcji „Wprost". Tusk będzie forsował teorię o złych podsłuchujących i nielegalnie podsłuchanych, którzy z troską pochylają się nad Polską.
Taki sposób zarządzania kryzysem, zwłaszcza przy usłużnych mediach, które już podjęły ton szefa rządu, może przedłużyć trwanie obecnej koalicji przy władzy do przyszłorocznych wyborów. Niestety, oznacza to ogromne straty dla dobra wspólnego.
Rząd w stanie hibernacji
Tak bardzo osłabiony rząd nie będzie bowiem w stanie przeprowadzić żadnych poważnych projektów ani nie będzie podmiotowym partnerem w stosunkach międzynarodowych. Co więcej, jego trwanie przy władzy oznacza kolejny cios w zaufanie do całej klasy politycznej, której Polacy i tak z trudem przyznają legitymację rządzenia. Oznacza też ryzyko przejadania owoców wzrostu oraz pieniędzy z OFE.
„Najmniej na pół roku przed wyborami urzędy stają. Wszyscy czekają na nową ekipę, nowe rozdanie" – mówił urzędnik państwowy Robertowi Mazurkowi w znakomitym wywiadzie opublikowanym w sobotnio-niedzielnym dodatku „Rzeczpospolitej" „Plus Minus" na początku czerwca. Co to oznacza? Na kilka miesięcy przed wyborami administracja przestawia się na nową ekipę. Nie chce się narażać odważnymi projektami czy pomysłami, obawiając się, że może się to nie spodobać nowym władzom. Tak się dzieje w czasie „normalnej" wymiany ekipy, gdy urzędami rządzą ministrowie, o których wiadomo, że mają pełnię władzy. Przypomnijmy – pół roku przed wyborami.
Co się stanie teraz, gdy właściwie nie wiadomo, jaki los spotka zarówno koalicję, jak i poszczególnych ministrów? Urzędy nie tylko staną, ale wręcz wpadną w stan hibernacji. I to nie pół roku przed wyborami, ale blisko półtora. A to oznacza rok stracony dla państwa. Żaden wiceminister czy dyrektor departamentu nie pomyśli nawet o realizacji jakiegoś ambitnego zamierzenia, gdy nie jest pewny, co spotka jego szefa.