Może i będzie musiał łączyć grę w Ekstraklasie z jurorowaniem w niemieckim talent show i sprzedawaniem kebabów. Może jego skroń przyprószyła już lekko siwizna i nie jest to już ten sam Podolski, którego brak radości po strzeleniu dwóch bramek Polakom był najmilszym dla nas akcentem mistrzostw Europy w 2008 roku. Ale wciąż fakt, że były reprezentant Niemiec zagra w przyszłym roku w barwach Górnika Zabrze, jest wielkim wydarzeniem. I będzie nim wciąż, nawet jeśli ligowa młócka przemieli dawną gwiazdę Bayernu Monachium, Arsenalu Londyn i Interu Mediolan.

Bo wszystko sprowadza się przecież do tego, że Podolski wraca do domu. Wykonuje gest, który we współczesnym futbolu, gdzie romantyzmu jest mniej więcej tyle samo co w niemieckiej pornografii, naprawdę należy do rzadkości. A jeżeli jest jakieś miejsce na świecie, które by na taki gest zasługiwało i go potrzebowało, to jest nim właśnie Górny Śląsk. Region, w którym rodzin o losie podobnym do tego, jaki stał się udziałem Podolskich, jest mnóstwo. Skąd przez ostatnie kilkadziesiąt lat tysiące ludzi nie tyle wyjeżdżały, ile uciekały w poszukiwaniu lepszego życia. I którzy odtąd nigdzie nie byli do końca u siebie. Gdzie stosunek do Niemiec dość dobrze oddaje scena z filmu Janusza Kidawy „Grzeszny żywot Franciszka Buły". Kłótni górników o to, czy istnieć mogą ważące 14 kilogramów szczury. I rozwiązania tego sporu stwierdzeniem, że jeden z nich spotkał taki okaz, ale w niemieckiej kopalni. „No ja, w Niemcach to je möglich" – przyznają wszyscy zgodnie.

W ciągu kilku miesięcy i na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów wydarzają się równolegle dwie historie bardzo do siebie podobne. Godzinę drogi od stadionu w Zabrzu, w Goczałkowicach, powracający z Bundesligi Łukasz Piszczek zaczyna właśnie budować własny klub. Obaj są symbolami trochę trudniejszymi, niż wolelibyśmy przyznać. Piszczek wyjeżdżał z Ekstraklasy w cieniu korupcyjnych zarzutów, a między bajki można też chyba włożyć opinię, że Podolski stałby się tak samo dobrym piłkarzem, gdyby swojego fachu uczył się w latach 90. w Polsce, a nie w Niemczech. Ale może teraz, po latach, obaj przysłużą się temu, by po tej stronie Odry to też było möglich.